Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/382

Ta strona została przepisana.

Usiadł nie patrząc na sędziów. Matka wstrzymując oddech obserwowała uważnie sędziów, czekała.
Andrzej, cały promieniejący, mocno uścisnął rękę Pawła, Samojłow, Mazin i wszyscy inni z ożywieniem skupili się koło niego. Paweł uśmiechał się, trochę zmieszany porywem towarzyszy, spojrzał w stronę, gdzie siedziała matka, i kiwnął jej głową, jakby pytał:
— Czy tak?
Odpowiedziała mu głębokim westchnieniem szczęścia, cała oblana falą miłości.
— Teraz zaczął się sąd! — wyszeptał Sizow. — Ale im dał, co?
Skinęła w milczeniu głową, zadowolona, że syn mówił tak śmiało, i może jeszcze bardziej z tego, że skończył. W głowie jej kołatało pełne oczekiwania pytanie:
— No? I co wy na to?

XXVI

To, o czym mówił syn, nie było dla niej nowe. Znała te myśli. Ale pierwszy raz tutaj, przed obliczem sądu, odczuła dziwną, porywającą siłę jego wiary. Uderzył ją spokój Pawła i słowa jego stapiały się w jej sercu w promienistą gwiazdę mocnego, niezłomnego przekonania o słuszności jego idei i wiary w jego zwycięstwo. Oczekiwała, że sędziowie zaczną teraz walczyć z nim zacięcie, przeczyć mu przeciwstawiając mu swoją prawdę. Ale oto wstał Andrzej, pochylił się ku sędziom, spojrzał spode łba na nich przemówił:
— Panowie obrońcy...
— Przed wami jest sąd, a nie obrońcy! — zwrócił mu uwagę głośno i gniewnie sędzia z chorą twarzą. Po wyrazie twarzy Andrzeja matka zmiarkowała, że chce zakpić