Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/388

Ta strona została przepisana.

Paweł patrzył w twarz matki spokojnie, łagodnie znużonymi oczyma, czasem kiwał do niej głową i uśmiechał się.
— Wkrótce wolność! — mówił jej ten uśmiech, jakby gładził serce matki swoją miękką pieszczotą.
Nagle sędziowie podnieśli się jednocześnie. Matka podniosła się mimo woli także.
— Poszli! — powiedział Sizow.
— Po wyrok? — zapytała matka.
— Tak...
Naprężenie nagle ustąpiło. W całym ciele odczuła wyczerpanie i znużenie, brew zadrżała, na czole wystąpił pot. Ciężkie uczucie rozczarowania i obrazy napłynęło do serca i przekształciło się szybko w przygniatające jej duszę uczucie pogardy dla sędziów i sądu. Czuła ból w brwiach i powiodła mocno ręką po czole. Rozejrzała się: krewni podsądnych podchodzili bliżej do kraty, sala napełniła się gwarem rozmów. Podeszła również do Pawła i, ścisnąwszy mocno jego rękę, rozpłakała się, pełna oburzenia i radości, zbłąkana w chaosie różnorodnych uczuć. Paweł mówił jej dobre, serdeczne słowa, chachoł żartował i śmiał się.
Wszystkie kobiety płakały, ale bardziej z przyzwyczajenia niż ze smutku. Nie zdarzyło się nieszczęście spadające niespodzianie i nie wiadomo skąd na głowę, niby tępe uderzenie. Była tylko smutna świadomość konieczności rozstania się z dziećmi, ale i ona tonęła i rozpływała się we wrażeniach, wywołanych przez ten dzień. Ojcowie i matki patrzyli na dzieci z niejasnym uczuciem, w którym niedowierzanie dla młodości i ukształtowane przez przyzwyczajenie przekonanie o swojej wyższości w stosunku do dzieci — zlewało się dziwacznie z innym uczuciem, uczuciem zbliżonym do szacunku. Nieodstępną myśl — jak teraz żyć, przytępiała ciekawość, którą wzbudziła ta młodzież, tak śmiało i nieustraszenie mówiąca o możliwości innego, pięknego