Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/391

Ta strona została przepisana.
XXVII

Wyszła z sądu i zdziwiła się, że nad miastem jest już noc, latarnie palą się na ulicy, a gwiazdy na niebie. Koło sądu tłoczyły się grupki ludzi, w mroźnym powietrzu chrzęścił śnieg i dźwięczały młode głosy krzyżując się ze sobą. Człowiek w szarym baszłyku zajrzał w twarz Sizowowi i pośpiesznie zapytał:
— Jaki wyrok?
— Na zesłanie.
— Wszyscy?
— Wszyscy.
— Dziękuję!
Człowiek odszedł.
— Widzisz? — powiedział Sizow. — Pytają...
Nagle okrążyło ich z dziesięć osób, młodych chłopców i dziewcząt i szybko posypały się okrzyki, przyciągające ludzi. Matka i Sizow zatrzymali się. Pytano ich o wyrok, o to, jak zachowywali się podsądni i kto przemawiał. I we wszystkich tych pytaniach dźwięczała wspólna nuta chciwej ciekawości. I ta gorąca, szczera ciekawość budziła chęć zaspokojenia jej.
— Panowie! To matka Pawła Własowa! — zawołał ktoś cicho. Głosy milkły szybko jedne po drugich. Zapanowała cisza.
— Pozwólcie uścisnąć waszą rękę!
Czyjaś mocna dłoń ścisnęła palce matki, czyjś głos powiedział ze wzruszeniem:
— Wasz syn będzie przykładem męstwa dla nas wszystkich! — Niech żyje robotnik rosyjski! — rozległ się dźwięczny okrzyk.
Okrzyki rosły, mnożyły się, wybuchały to tu, to tam, zewsząd biegli ludzie tłocząc się wokół Sizowa i matki.