Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/394

Ta strona została przepisana.

Matce wydało się, że dzisiaj wyraz twarzy dziewczyny jest miększy i łagodniejszy niż zazwyczaj.
W domu usiadły na kanapie, mocno przytulone do siebie i matka odpoczywając w ciszy, zaczęła znowu rozmowę o wyjeździe Saszy do Pawła. Podniósłszy w zadumie gęste brwi, dziewczyna patrzyła w dal dużymi, marzącymi oczyma, jej blada twarz nabrała wyrazu skupienia.
— Potem, kiedy będziecie mieli dzieci, przyjadę do was niańczyć je. I będziemy tam żyli nie gorzej niż tutaj. Robotę Pawełek znajdzie, ręce ma złote...
Obrzuciwszy matkę badawczym spojrzeniem, Sasza spytała:
— A nie chce wam się jechać za nim zaraz?
Matka westchnęła i odpowiedziała:
— Na co bym mu się zdała? Zawadzałabym mu tylko w razie ucieczki. A zresztą — nie zgodzi się...
Sasza skinęła głową:
— Nie zgodzi się!
— A przy tym — jestem w robocie! — dorzuciła matka z lekką dumą.
— Tak! — powiedziała w zamyśleniu Sasza. — To dobrze...
Nagie wzdrygnęła się i, jak gdyby zrzucając coś z siebie, zaczęła mówić cicho i z prostotą:
— On nie zostanie tam. Ucieknie, oczywiście...
— A co z wami będzie?... I jeżeli — dziecko?...
— Zobaczymy. Paweł nie powinien liczyć się ze mną. Nie będę go krępować. Będzie mi ciężko rozstać się z nim, ale, rozumie się, dam sobie radę. Nie będę go krępować, nie.
Matka poczuła, że Sasza zdolna jest postąpić tak jak mówi i zrobiło się jej żal dziewczyny. Objęła ją i powiedziała:
— Kochana moja, trudno wam będzie!