Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/395

Ta strona została przepisana.

Sasza uśmiechnęła się miękko i przytuliła się mocno do niej.
Mikołaj zjawił się zmęczony i, rozbierając się, mówił pośpiesznie:
— No, Sasza, zabierajcie się stąd pókiście cali! Dwaj szpicle chodzą za mną od rana, a robią to tak otwarcie, że sprawa pachnie aresztowaniem. Mam przeczucie. Coś się gdzieś wydarzyło. Ale, ale — mam przy sobie mowę Pawła, postanowiono ją wydrukować. Zanieście ją Ludmile, błagajcie, żeby pracowała jak najprędzej. Paweł mówił wspaniale, Niłowna!... Strzeżcie się szpicli, Sasza...
Mocno rozcierał zziębnięte ręce i, podszedłszy do stołu, zaczął pośpiesznie wyciągać szufladki i wyjmować z nich papiery. Jedne darł, drugie odkładał na bok, zafrasowany i rozczochrany.
— Niedawno oczyściłem całe mieszkanie, a teraz ile znowu nagromadziło się różnych różności — do diabla! Widzicie, Niłowna, dla was by może było lepiej nie nocować dzisiaj w domu, co? Asystować przy tej uroczystości jest rzeczą dosyć nudną, mogą i was wsadzić — a wy będziecie musieli pojeździć tu i tam z mową Pawła...
— Na co bym się im przydała? — powiedziała matka.
Mikołaj wymachując dłonią przed jej oczyma, oświadczył z pewnością siebie:
— Ja mam węch! Prócz tego zaś, moglibyście pomóc Ludmile, co? Nie kuście licha!...
Możliwość przyjęcia udziału w drukowaniu mowy syna uradowała ją.
— Jeżeli tak, to pójdę — odpowiedziała.
I niespodzianie dla samej siebie dodała cichym, ale pewnym głosem:
— Teraz, chwała Bogu, nie boję się niczego!
— Cudownie! — zawołał Mikołaj nie patrząc na nią. —