Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/399

Ta strona została przepisana.

— A ja do was z interesem! — powiedziała zmieszana zauważywszy, że gospodyni obserwuje ją.
— Wiem. Do mnie nie przychodzi się inaczej...
Matce wydało się, że słyszy coś dziwnego w głosie Ludmiły, spojrzała jej w twarz, ale twarz jej uśmiechała się kątami cienkich warg, za szkłami okularów błyszczały matowe oczy. Oderwała od niej wzrok i, patrząc w bok, podała jej mowę Pawła.
— Proszą, żeby wydrukować jak najprędzej...
Zaczęła opowiadać o tym, jak Mikołaj przygotowuje się do aresztu.
Ludmiła wsunęła w milczeniu papier za pas, usiadła na krześle, na szkłach jej okularów odbił się czerwony blask ognia i jego gorący uśmiech zadrżał na jej nieruchomej twarzy.
— Gdy przyjdą do mnie — będę strzelać do nich! — powiedziała półgłosem stanowczo wysłuchawszy opowiadania matki. — Mam prawo bronić się przed przemocą i powinnam się przed nią bronić, jeśli wzywam do tego innych.
Odblask ognia ślizgał się po jej twarzy, która stała się znowu surowa i trochę wyniosła.
— Niedobrze ci się żyje! — pomyślała z nagłą serdecznością matka.
Ludmiła zaczęła czytać mowę Pawła. Z początku od niechcenia, potem coraz bardziej pochylając się nad papierem i szybko odrzucając na bok przeczytane kartki. Skończywszy wstała, wyprostowała się, podeszła do matki.
— To — piękne!
Zamyśliła się, spuściwszy na chwilę głowę.
— Nie chciałam mówić z wami o waszym synu — nie spotykałam się z nim i nie lubię smutnych rozmów. Wiem co to znaczy, gdy ktoś bliski idzie na zesłanie! Ale — tak