Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/400

Ta strona została przepisana.

mi się chce was zapytać — dobrze jest mieć takiego syna?...
— Tak, dobrze! — powiedziała matka.
— I strach, tak?
Matka odpowiedziała uśmiechając się spokojnie:
— Teraz już — nie strach...
Ludmiła odwróciła się do okna poprawiając smagłą ręką gładko przyczesane włosy. Lekki cień drżał na jej policzkach. Może był to cień stłumionego uśmiechu.
— Zaraz złożę. Przeżyliście ciężki dzień, jesteście zmęczeni. Połóżcie się tu, na łóżku, ja nie będę spała i być może obudzę was w nocy, żebyście mi pomogli... Gdy się położycie, zgaście lampę.
Dorzuciła dwa polana do pieca, wyprostowała się i weszła w wąskie drzwi koło pieca, szczelnie zamknąwszy je za sobą. Matka odprowadziła ją wzrokiem i zaczęła rozbierać się myśląc o gospodyni:
— Martwi się czymś...
Czuła zawrót głowy pochodzący ze zmęczenia, ale w duszy jej panował dziwny spokój, a miękkie i łagodne światło, zdawało się oświetlać wszystko, na co patrzyła, i napełniać jej pierś. Znała już ten spokój. Zjawiał się w niej zawsze po wielkich wzruszeniach i dawniej — trwożył ją trochę. Ale teraz rozszerzał tylko jej duszę. Wielkie i silne uczucie uczyniło ją mocniejszą. Zgasiła lampę, położyła się na chłodnej pościeli, skurczyła się pod kołdrą i szybko zasnęła głębokim snem...
A kiedy otworzyła oczy — pokój był skąpany w chłodnym białym świetle jasnego zimowego dnia. Gospodyni leżała na kanapie z książką w ręku i patrzyła na nią uśmiechając się innym niż zwykle uśmiechem.
— Ach, Boże mój! — krzyknęła zmieszana. — Jak zaspałam! Późno już, co?