Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/402

Ta strona została przepisana.

— Jakże tu stanąć osobno, z boku, jeżeli i tego kochasz i tamten jest ci drogi, i o wszystkich się boisz, i każdego jest ci żal — ciągle niepokoi ci coś serce... To jakże tak, osobno?
Stanęła na wpół ubrana pośrodku pokoju i zamyśliła się. Wydało się jej, że nie ma już tej, która żyła niepokojem i strachem syna, myślą o obronie jego ciała, nie ma już — oderwała się, odeszła gdzieś, a może przetopiła się w ogniu wzruszeń, i to oswobodziło i oczyściło jej duszę, odnowiło serce dając mu nową siłę. Wsłuchiwała się w siebie pragnąc zajrzeć we własne serce i obawiając się wzbudzić w nim dawny lęk.
— O czym myślicie? spytała serdecznie gospodyni podchodząc do niej.
— Nie wiem! — odpowiedziała matka.
Milczały chwilę patrząc na siebie, uśmiechnęły się, po czym Ludmiła wyszła z pokoju mówiąc:
— Co porabia mój samowar?
Matka popatrzyła przez okno, na ulicy lśnił mroźny, rześki dzień, w piersi było także jasno, ale ciepło. Miała ochotę mówić o wszystkim dużo, radośnie, z niejasnym uczuciem wdzięczności dla kogoś nieznanego za to, co wstąpiło w jej serce i dojrzewało tam w wieczornym świetle zachodu. Czuła dawno już nie zaznaną chęć modlitwy. Przypomniała sobie czyjąś młodą twarz, i dźwięczny głos odezwał się w jej pamięci: „To matka Pawła Wlasowa!“. Błysnęły radośnie i czule oczy Saszy, stanęła ciemna postać Rybina, uśmiechała się twarda, brązowa twarz syna, mrugał z zakłopotaniem Mikołaj i nagle wszystko zakołysało się w głębokim, lekkim westchnieniu, zlało się i zmieszało w przeźroczysty, różnobarwny obłok, który objął wszystkie jej myśli uczuciem spokoju.
— Mikołaj miał słuszność! — powiedziała wchodząc Ludmiła. — Aresztowano go! Posłałam, tak jak mi poleci-