Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/404

Ta strona została przepisana.

— Już złożona. Jutro będzie już dla miasta i osady. Znacie Nataszę?
— Oczywiście!
— Odwieziecie jej...
Chłopczyk czytał gazetę i jakby nie słyszał nic, ale czasem oczy jego patrzyły spoza arkusza w twarz matki, i gdy spotykała ich żywe spojrzenie, było jej przyjemnie i uśmiechała się. Ludmiła znowu wspominała Mikołaja nie wyrażając żalu z powodu jego uwięzienia, a matce jej ton wydawał się zupełnie naturalny. Czas upływał szybciej niż w inne dnie — gdy skończyli pić herbatę było już koło południa.
— Ale ten czas leci! — zawołała Ludmiła. I jednocześnie zapukano niecierpliwie. Chłopczyk wstał, spojrzał pytająco na gospodynię przymrużywszy oczy.
— Otwórz, Serioża. Któż by to mógł być?
I spokojnym ruchem opuściła rękę w kieszeń spódnicy.
— Jeżeli to żandarmi — powiedziała do matki — stańcie, Pelagio Niłowna, tutaj, w tym kącie. A ty, Serioża...
— Wiem! — cicho odpowiedział chłopczyk znikając.
Matka uśmiechnęła się. Wszystkie te przygotowania nie denerwowały jej — nie miała przeczucia czegoś złego.
Wszedł maleńki doktor i zaczął mówić pośpiesznie:
— Po pierwsze, Mikołaj aresztowany. Aha, jesteście tutaj, Niłowna? Nie było was w czasie aresztowania?
— Właśnie wysłał mnie tutaj.
— Hm... — nie sądzę, żeby to było pożyteczne dla was!... Po drugie — dzisiaj w nocy różni młodzi ludzie wydrukowali na hektografach z pięćset egzemplarzy mowy. Widziałem — nieźle zrobione, wyraźnie, jasno. Chcą to wieczorem rozrzucić po mieście. Jestem przeciwny temu. Dla miasta są lepsze drukowane, a te należy gdzieś odesłać.