Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/405

Ta strona została przepisana.

— Ja zawiozę je do Nataszy! Dawajcie je tylko! — żywo zawołała matka.
Zapragnęła jak najprędzej rozpowszechnić mowę Pawła, rozsypać słowa syna po całej ziemi i patrzyła w twarz doktora wyczekującymi na odpowiedź oczyma, gotowa prosić go.
— Diabeł wie, czy to będzie bezpieczne, żebyście wy brali się teraz do tego! — niezdecydowanie powiedział doktor wyjmując zegarek. — Teraz jest jedenasta czterdzieści trzy — pociąg odchodzi o drugiej pięć, droga trwa pięć godzin i piętnaście minut. Przyjedziecie więc wieczorem, jednakże nie dość późno, ale — nie o to chodzi...
— Nie o to! — powtórzyła gospodyni chmurząc brwi.
— A o co? — spytała matka przysuwając się do niej.
— Tylko o to, żeby dobrze zrobić...
Ludmiła popatrzyła na nią uważnie i, pocierając czoło, zauważyła:
— To niebezpieczne dla was...
— Dlaczego? — gorąco i z prośbą w głosie zawołała matka.
— Ot dlaczego! — szybko i urywanymi zdaniami przemówił doktor. — Znikliście z domu na godzinę przed aresztowaniem Mikołaja. Wyjechaliście do fabryki, gdzie znają was jako ciotkę nauczycielki. Po waszym przyjeździe w fabryce zjawiły się niebezpieczne odezwy. Wszystko to zaciąga się jak pętla wokół waszej szyi.
— Nie zauważą mnie — przekonywała go matka zapalając się. — A gdyby po powrocie zaaresztowali mnie i zapytali, gdzie byłam...
Zamilkła na chwilę, po czym zawołała:
— Wiem co odpowiedzieć! Stamtąd pojadę prosto do osady — mam tam znajomego — Sizowa. Więc powiem, że niby prosto z sądu poszłam do niego podzielić się z nim