Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/407

Ta strona została przepisana.

Mój syn może wyrosnąć na mojego wroga. Mieszkać ze mną nie może — mieszkam pod przybranym nazwiskiem. Osiem lat go nie widziałam — to dużo — osiem lat!
Zatrzymała się przy oknie i, patrząc w bladą pustkę nieba, ciągnęła dalej:
— Gdyby był ze mną, byłabym silniejsza, nie miałabym w sercu rany, która zawsze boli. I nawet, gdyby umarł, było by mi lżej...
— Kochana moja! — powiedziała matka czując, jak współczucie ściska jej serce.
— Szczęśliwi jesteście! — powiedziała z uśmiechem Ludmiła. — To piękne — matka i syn obok siebie, w jednym szeregu — to rzadkie!
Własowa niespodziewanie dla samej siebie zawołała:
— Tak! To tak dobrze!
I zniżywszy głos, jakby zwierzała się z tajemnicy, dodała:
— Wszyscy wy, Mikołaj Iwanowicz i wszyscy ludzie prawdy — także razem! Wszyscy ludzie stali się bliscy — rozumiem ich. Słów nie rozumiem, a wszystko inne — rozumiem!
— Więc to tak... — powiedziała Ludmiła. — Więc tak...
Matka położyła rękę na jej piersi i, dotykając jej lekko, mówiła prawie szeptem, jakby widziała to, o czym mówi:
— Idą przez świat dzieci! Oto co rozumiem — idą dzieci po całej ziemi, wszyscy, zewsząd — do jednego! Idą najlepsze serca, ludzie uczciwego rozumu, nacierają nieugięcie na wszystko co złe, idą, rozdeptują kłamstwo mocnymi nogami... Młodzi, zdrowi, oddają swoje niezwyciężone siły wszyscy dla jednego — dla sprawiedliwości! Idą, żeby pokonać niedolę, ludzką, wypowiedzieć walkę wszystkim nieszczęściom ziemi, idą zwyciężyć wszystko co ohydne i — zwyciężą! Zapalimy nowe słońce — mówił mi je-