Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/409

Ta strona została przepisana.

uparte pragnienie przelania w tę surową duszę swego ognia, rozpalenia jej — niechże i ona dźwięczy harmonijnie z jej pełnym radości sercem. Ujęła ręce Ludmiły, ścisnęła je mocno i powiedziała:
— Droga moja! Jak to dobrze jest wiedzieć, że jest już w życiu światło dla wszystkich ludzi i że nadejdzie czas, gdy zobaczą je wszyscy i zespolą się z nim sercem!
Jej dobra, szeroka twarz drżała, oczy uśmiechały się promieniście, brwi poruszały się nad nimi, jakby oskrzydlając ich blask. Upajały ją wielkie myśli, wkładała w nie wszystko, czym gorzało jej serce, wszystko, co zdążyła przeżyć, i krystalizowała je w twarde, jasne, pełne treści słowa. Rodziło się ich coraz więcej w jej jesiennym sercu ogrzanym twórczą siłą wiosennego słońca, zakwitały coraz jaskrawszymi barwami, czerwieniły się w nim.
— Przecie to jakby nowy Bóg rodził się ludziom! Wszystko — dla wszystkich! Wszyscy — dla całości! Tak rozumiem was wszystkich. Zaprawdę, wszyscy jesteście towarzyszami, wszyscy krewnymi, wszyscy dziećmi jednej matki — prawdy!
I znowu zachłystując się falą swego podniecenia, zatrzymała się, zaczerpnęła tchu, szerokim gestem rozłożyła ręce, jakby chciała coś objąć i powiedziała:
— Gdy mówię sobie to słowo — towarzysze! — słyszę sercem — idą!
Osiągnęła to, czego pragnęła — twarz Ludmiły zapłonęła, usta zadrżały, z oczu popłynęły wielkie i przeźroczyste łzy.
Matka objęła ją, zaśmiała się bezdźwięcznie, dumna ze zwycięstwa swego serca.
Gdy żegnały się, Ludmiła zajrzała jej w oczy i spytała cicho:
— Czy wiecie, że dobrze jest z wami?