Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/411

Ta strona została przepisana.

— Tak. Do Tani.
— Oto jest!
Postawił walizkę obok niej na ławce, wyjął papierosa; zapalił go, uchylił czapki i w milczeniu wyszedł drugimi drzwiami. Matka pogładziła ręką chłodną skórę walizki, oparła się o nią łokciem i, zadowolona, zaczęła przyglądać się publiczności. Po minucie wstała i przeszła na drugą ławkę, bliżej wejścia na peron. Walizka była niewielka, trzymała ją bez wysiłku w ręku. Szła z podniesioną głową przyglądając się migającym przed nią twarzom.
Jakiś młody człowiek w krótkim palcie z podniesionym kołnierzem zderzył się z nią w przejściu, odskoczył podniósłszy rękę do głowy. Wydało się jej, że zna go, obejrzała się i zobaczyła, że i on patrzy na nią jednym jasnym okiem spoza kołnierza. To uważne oko ukłuło ją, ręka, w której trzymała walizkę, drgnęła i walizka stała się nagle cięższa.
— Widziałam go pewnie gdzieś! — pomyślała tłumiąc tą myślą przykre, niejasne wrażenie i nie pozwalając innym słowom określić uczucia, powoli, ale przemożnie ściskającego chłodem jej serce. A uczucie to rosło, podnosiło się do gardła, napełniało usta suchą goryczą i ogarnęła ją nieprzezwyciężona chęć obejrzenia się i spojrzenia na niego jeszcze raz. Zrobiła to — człowiek przestępując ostrożnie z nogi na nogę stał na tym samym miejscu. Wydawało się, że pragnie czegoś, ale nie może się zdecydować. Prawa ręka była wsunięta między guziki palta, drugą trzymał w kieszeni, dlatego też prawe ramię wydawało się wyższe od lewego.
Podeszła nie śpiesząc się do ławki i usiadła na niej ostrożnie i powoli, jakby obawiała się, że coś się w niej przerwie. Pamięć rozbudzona ostrym przeczuciem nieszczęścia dwa razy postawiła przed nią tego człowieka — raz w polu, za miastem, po ucieczce Rybina, drugi —