Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/417

Ta strona została przepisana.

— Chłopcy!
— Ach ty, draniu!
— Dajcie mu!
— Nie zaleją krwią rozumu!
Uderzano ją w kark, bito po plecach, po głowie. Wszystko zakręciło się, zawirowało ciemnym wichrem, w krzyku, w wyciu, w świstach. Coś gęstego ogłuszało ją leząc do uszu, zatykało gardło, dusiło. Podłoga poruszała się, zapadała się pod nogami, nogi uginały się, ciało drgało w oparzelinach bólu, ociężało i chwiało się bezsilnie. Ale oczy nie gasły i widziały mnogość innych oczu, płonących znanym jej, śmiałym, ostrym ogniem — ogniem bliskim jej sercu.
Wypchano ją w drzwi.
Wyrwała rękę, uchwyciła się framugi.
— Morzem krwi nie zagaszą prawdy...
Uderzono ją po ręce.
— Tylko gniew zgromadzicie, szaleńcy! Na was on spadnie!
Żandarm chwycił ją za gardło i zaczął dusić.
Rzęziła.
— Nieszczęśliwi.
Odpowiedziało jej czyjeś głośne łkanie.