Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/44

Ta strona została przepisana.

mu obce i nie może przyzwyczaić się do tego życia, przyjąć je, jak coś nieuniknionego. Nie podoba mu się ono i wzbudza w nim spokojne, uparte pragnienie przebudowania wszystkiego na swój sposób. Twarz miał żółtawą, około oczu cieniutkie, promieniste zmarszczki, głos cichy, a ręce zawsze ciepłe. Witając się z Własową, obejmował całą jej dłoń mocnymi palcami i po takim uścisku ręki robiło jej się jakoś lżej i spokojniej na duszy.
Zjawiali się jeszcze i inni ludzie z miasta, najczęściej — wysoka, zgrabna panna z dużymi oczyma w chudej, bladej twarzy. Nazywali ją Saszeńką. W chodzie jej i ruchach było coś męskiego, gniewnie chmurzyła czarne, gęste brwi, a gdy mówiła — delikatne nozdrza jej prostego nosa drżały.
Saszeńka pierwsza powiedziała głośno i dobitnie:
— My — socjaliści...
Gdy matka usłyszała to słowo, w niemym przerażeniu wlepiła oczy w pannę. Słyszała, że socjaliści zabili cara. To było za dni jej młodości. Mówiono wtedy, że obszarnicy chcąc zemścić się na carze za oswobodzenie chłopów, ślubowali, że nie będą strzyc sobie włosów do tej pory, póki nie zabiją go. Za to nazwano ich socjalistami. I teraz nie mogła zrozumieć — dlaczego syn jej i jego towarzysze są socjalistami?
Gdy wszyscy rozeszli się, zapytała Pawła:
— Pawełku, czy ty jesteś socjalistą?
— Tak! — powiedział jak zawsze — twardo i po prostu stając przed nią. — Bo co?
Matka ciężko westchnęła, spuściła oczy i zapytała:
— Jakże to tak, Pawełku? Przecież oni — przeciw carowi — przecież zabili jednego.
Paweł przeszedł się po pokoju, pogładził ręką policzek i uśmiechnąwszy się powiedział:
— Nam to niepotrzebne!
Długo mówił coś do niej cichym, poważnym głosem.