Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/45

Ta strona została przepisana.

Matka patrzyła mu w twarz i myślała:
— On nie zrobi niczego złego — on nie może!
A potem straszne słowo zaczęło powtarzać się częściej, ostrze tego słowa starło się i ucho jej przywykło do niego, jak do dziesiątków innych, niezrozumiałych słów. Ale Saszeńka nie podobała się jej i gdy zjawiała się, matka czuła się zaniepokojona i skrępowana...
Pewnego razu powiedziała do chachoła, z niezadowoleniem zaciskając usta:
— Coś za surowa jest ta Saszeńka! Ciągle rozkazuje — musicie to i musicie tamto...
Chachoł zaśmiał się głośno:
— Dobrze uchwycone! Trafiliście w sedno, mateńko! Nieprawdaż, Pawełku?
I pomrugując do matki, dodał z uśmieszkiem w oczach:
— Szlachetczyzna!
Paweł zauważył sucho:
— Sasza jest dobrym człowiekiem.
— To prawda! — potwierdził chachoł. — Tylko nie rozumie, że ona — musi, a my — chcemy i możemy!
Zaczęli się sprzeczać o coś niezrozumiałego.
Matka zauważyła także, że Saszeńka najsurowiej odnosi się do Pawła, czasem krzyczy nawet na niego, a Paweł uśmiecha się, milczy i patrzy w oczy dziewczynie tym samym ciepłym spojrzeniem, jakim przedtem patrzył w oczy Nataszy. I to także nie podobało się matce.
Niekiedy matkę uderzał nastrój nagłej, bujnej radości, zgodnie opanowującej wszystkich. Zwykle było to w te wieczory, kiedy czytali w gazetach o robotnikach za granicą. Oczy wszystkich błyszczały wówczas radością i wszyscy stawali się dziwnie, jakoś po dziecięcemu, szczęśliwi, śmieli się jasnym, wesołym śmiechem, uderzali przyjaźnie jeden drugiego po ramieniu: