Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/49

Ta strona została przepisana.

— Wiesz co? Weźmy sobie chachoła na lokatora. Lepiej to będzie dla was obu — nie będziecie ciągle biegać jeden do drugiego.
— Po co macie się krępować? — zapytał Paweł wzruszając ramionami.
— Też coś! Całe życie byłam skrępowana nie wiadomo dlaczego — dla dobrego człowieka nie żal!
— Róbcie, jak chcecie — powiedział syn. — Jeżeli sprowadzi się do nas — będę zadowolony...
I chachoł przeprowadził się do nich.

VIII

Maleńki dom na skraju osady budził zainteresowanie ludzi. Ściany jego obmacywały dziesiątki podejrzliwych oczu. Niespokojnie przelatywały i trzepotały nad nim pstre skrzydła wieści — ludzie starali się spłoszyć, odsłonić to „coś“, co przytaiło się za ścianami domu nad jarem. W nocy zaglądali do okien, niekiedy ktoś pukał w szybę i pośpiesznie, bojaźliwie uciekał.
Któregoś dnia Własową zatrzymał na ulicy szynkarz Bieguncow, staruszek o szanownym wyglądzie, zawsze noszący czarną, jedwabną chusteczkę na czerwonej, zwiędłej szyi, a na piersiach grubą, pluszową kamizelkę liliowego koloru. Na jego śpiczastym i błyszczącym nosie siedziały szyldkretowe okulary i dlatego nazywano go: „kościane oczy“.
Zatrzymawszy Własową, jednym tchem nie oczekując odpowiedzi, zasypał ją skrzypiącymi i suchymi słowami:
— Jak się miewacie, Pelagio Niłowna? A synek? Ożenić nie zamierzacie? Młodzieniec w pełni sil — dojrzały do małżeństwa. Ożenić syna wcześnie — spokój dla rodzi-