Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/53

Ta strona została przepisana.

— Lepiej rzuć to wszystko, Andrzeju. Nie niepokój jej...
Cicho. Wyraźnie tykało wahadło zegara miarowo odmierzając sekundy.
Chachoł powiedział:
— Połowa serca — kocha, połowa nienawidzi, czyż to jest serce, co?
Zaszeleściły stronice książki — widocznie Paweł zaczął znowu czytać. Matka leżała zamknąwszy oczy obawiając się poruszyć. Było jej aż do łez żal chachoła, ale jeszcze bardziej .syna. Myślała o nim: — Kochanie ty moje...
Nagle chachoł zapytał:
— Więc — milczeć?
— To — uczciwiej — cicho powiedział Paweł.
— No, więc po tej drodze pójdziemy! — powiedział chachoł. I po kilku minutach ciągnął dalej, smutno i cicho:
— Trudno ci będzie, Pawełku, jeżeli ty sam tak oto...
— Już mi jest trudno...
O ściany domu tłukł się wiatr. Dokładnie liczyło upływający czas wahadło zegara.
— Z tym nie łatwo się pogodzić! — wolno powiedział chachoł.
Matka wetknęła twarz w poduszkę i bezdźwięcznie- zapłakała.
Rano Andrzej wydał się matce jakby niższego wzrostu i jeszcze milszy. A syn — jak zawsze — chudy, prosty, milczący. Dawniej matka nazywała chachoła Andrzejem Onisimowiczem, a tego dnia nie zauważywszy nawet, powiedziała mu:
— Trzeba by wam, Jędrusiu, buty naprawić — nogi zaziębicie!
— Po wypłacie kupię nowe! — odpowiedział, roześmiał się i nagle, położywszy jej na ramieniu swoją długą rękę, zapytał: