Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/55

Ta strona została przepisana.

wokół niego — i obawa o los Pawła mieszała się z dumą.
Jakoś nad wieczorem Maria Korsunowa zastukała z ulicy w okno, a kiedy matka otworzyła je, przemówiła głośnym szeptem:
— Trzymaj się, Pelagio! Doigrali się chłopcy! Dzisiaj w nocy postanowiono zrobić rewizję u was, u Mazina i u Wiesowszczikowa...
Grube wargi Marii pośpiesznie mlaskały jedna o drugą, mięsisty nos sapał, oczy mrugały i zezowały na wszystkie strony wypatrując czy nie ma kogoś na ulicy.
— A ja o niczym nie wiem, nic ci nie mówiłam i nawet nie widziałam cię dzisiaj — słyszysz?
I znikła.
Matka zamknąwszy okno, wolno osunęła się na krzesło. Ale świadomość grożącego synowi niebezpieczeństwa prędko poderwała ją. Pośpiesznie ubrała się, nie wiadomo dlaczego szczelnie okręciła głowę szalem i pobiegła doFedzi Mazina, który był chory i me pracował. Gdy weszła, siedział pod oknem, czytał książkę i huśtał lewą ręką prawą, odginając wielki palec. Usłyszawszy nowinę, zerwał się i zbladł.
— Otóż masz... — mruknął.
— Co trzeba robić? — spytała Własowa ocierając pot z czoła drżącą ręką.
— Poczekajcie — nie bójcie się! — powiedział Fedzia przygładzając zdrową ręką kędzierzawe włosy.
— Ale przecie wy sami się boicie! — wykrzyknęła.
— Ja? — zarumienił się i, uśmiechając się ze zmieszaniem, powiedział: taak, do diabla... Trzeba Pawłowi powiedzieć. Zaraz pośle do niego. Wracajcie — nic strasznego! Bić przecie nie będą?
Powróciwszy do domu, Własowa zebrała wszystkie książki i, przycisnąwszy je do piersi, długo chodziła po mieszkaniu zaglądając do pieca, pod piec i nawet do kadzi