Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/59

Ta strona została przepisana.

— Nie ci, których oczekiwaliście, co?
Powiedział to wysoki, szczupły oficer z czarnymi, rzadkimi wąsikami. Koło łóżka matki ukazał się policjant Fedziakin i przykładając jedną rękę do czapki, drugą wyciąggnął wskazujące prosto w twarz matki i powiedział zrobiwszy straszne oczy:
— To jest jego matka, wasza wielmożność! — I machnąwszy ręką na Pawła, dodał: — a to on sam!
— Paweł Własow? — zapytał oficer przymrużywszy oczy, a gdy Paweł w milczeniu skinął głową, oznajmił kręcąc wąsa:
— Mam przeprowadzić u ciebie rewizję. Wstawaj, stara! Tam kto jest? — zapytał zaglądając do pokoju i raptownie ruszył ku drzwiom:
— Wasze nazwiska? — rozległ się jego głos.
Z sieni wyszło dwóch świadków — stary giser Twieriakow i jego lokator, palacz Rybin, stateczny, czarny chłop.
— Witajcie, Niłowna! — powiedział głośno basem.
Matka ubierała się i, żeby dodać sobie odwagi, mówiła cicho:
— Cóż to jest takiego! Przychodzą w nocy — ludzie położyli się spać, a oni przychodzą!...
W pokoju było ciasno i nie wiadomo dlaczego czuć była szuwaksem. Dwóch żandarmów i komisarz policji z osady, Ryskin, głośno tupiąc nogami, zdejmował z półki książki i składali je na stole przed oficerem. Dwaj inni obstukiwali pięściami ściany, zaglądali pod krzesła, jeden niezdarnie właził na piec. Chachoł i Wiesowszczikow stali w kącie, przyciśnięci jeden do drugiego. Ospowata twarz Mikołaja pokryła się czerwonymi plamami, a jego maleńkie, szare oczy ani na chwilę nie odrywały się od oficera. Chachoł kręcił wąsy i kiedy matka weszła do pokoju, uśmiechnął się i przyjaźnie kiwnął jej głową.