Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/63

Ta strona została przepisana.

Matka, którą niespostrzeżenie dla niej opanowało uczucie nienawiści do tego człowieka, nagle, jak gdyby skoczyła w zimną wodę i poczuła wstrząsający nią dreszcz, wyprostowała się. Szrama jej poczerwieniała, jedna brew opuściła się niżej.
— Niech pan nie krzyczy! — powiedziała wyciągając ku niemu rękę. — Pan jest jeszcze młody, nie wie pan, co to cierpienie...
— Uspokój się, mamo! — powstrzymał ją Paweł.
— Poczekaj, Pawle! — krzyknęła matka rzucając się ku stołowi. — Po co wy ludzi łapiecie?
— To was nie obchodzi! Milczeć! — huknął oficer wstając. — Wprowadźcie aresztowanego Wiesowszczikowa.
I zaczął głośno czytać jakiś papier podniósłszy go do twarzy.
Wprowadzono Mikołaja.
— Czapkę zdjąć! — wrzasnął oficer przerywając czytanie.
Rybin podszedł do Własowej i, trąciwszy ją ramieniem, cichutko powiedział:
— Nie gorączkuj się, matko...
— Jak mam zdjąć czapkę, jeżeli trzymają mnie za ręce? — zapytał Mikołaj zagłuszając czytanie protokołu.
Oficer rzucił papier na stół.
— Podpisać!
Matka patrzyła, jak podpisują protokół. Jej podniecenie zgasło, popadła w przygnębienie, do oczu napłynęły łzy obrazy i bezsilności. Takimi łzami płakała przez dwadzieścia lat swego małżeństwa, ale ostatnimi laty niemal zapomniała ich gryzącego smaku. Oficer popatrzył na nią i, skrzywiwszy się z odrazą, zauważył:
— Za wcześnie plączecie, szanowna pani! Uważajcie! Może nie starczyć wam łez na potem!
Znowu rozzłościwszy się, Własowa odpowiedziała: