Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/64

Ta strona została przepisana.

— Matce na wszystko wystarczy łez, na wszystko! Jeżeli ma pan matkę — to ona wie o tym, tak!
Oficer pośpiesznie wkładał papiery do nowiutkiej teczki z błyszczącym zamkiem.
— Marsz! — zakomenderował.
— Do zobaczenia, Andrzeju, do zobaczenia, Mikołaju — ciepło i cicho mówił Paweł ściskając ręce towarzyszy.
— Otóż to właśnie — do zobaczenia! — uśmiechając się szyderczo, powtórzył oficer.
Wiesowszczikow sapał ciężko. Jego gruba szyja napłynęła krwią, oczy błyszczały ostrą złością. Chachoł jaśniał uśmiechami, kiwał głową i mówił coś matce. Matka przeżegnała go i powiedziała:
— Bóg widzi niewinnych...
W końcu gromada ludzi w szarych płaszczach wywaliła się z sieni i, zabrzęczawszy ostrogami, znikła. Ostatni wyszedł Rybin. Obrzucił Pawła uważnym spojrzeniem ciemnych oczu i w zamyśleniu powiedział:
— Nno — żegnajcie!
I pokaszlując w brodę, wolno wyszedł do sieni.
Założywszy ręce w tył, Paweł powoli chodził po pokoju, przestępując przez książki i bieliznę walające się po podłodze i mówił ponuro:
— Widzisz — jak się to robi?...
Ze zdziwieniem rozglądając się po rozrzuconych rzeczach matka ze smutkiem wyszeptała:
— Po co Mikołaj był taki zuchwały?...
— Przestraszył się pewnie — cicho powiedział Paweł.
— Przyszli, złapali, uprowadzili — mruczała matka rozkładając ręce.
Syn został w domu, serce jej uspokoiło się, ale myślą zatrzymała się nieruchomo na wydarzeniu nie mogąc ogarnąć go.
— Szydzi ten żółty, groził...