Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/65

Ta strona została przepisana.

— Już dobrze, matko! — nagle stanowczo powiedział Paweł. — Chodź, uporządkujemy to wszystko..
Powiedział do niej „matko“ i „ty“, jak mówił tylko wtedy, kiedy chciał się do niej zbliżyć. Przysunęła się do niego, zajrzała mu w twarz i cichutko spytała:
— Skrzywdzili cię?
— Tak! — odpowiedział. — To tak ciężko! Lepiej by z nimi...
Wydało się jej, że syn ma łzy w oczach i chcąc go pocieszyć, niejasno odczuwając jego ból, powiedziała:
— Poczekaj, wezmą i ciebie!...
— Wezmą! — potwierdził.
Pomilczawszy chwilę, matka smutno zauważyła:
— Jakiś ty surowy, Pawełku! Gdybyś choć czasem pocieszył mnie! Ale gdzie! Ja powiem coś strasznego, a ty — coś jeszcze straszniejszego.
Spojrzał na nią, podszedł i przemówił cicho:
— Nie umiem, mamo! Musisz przyzwyczaić się do tego.
Westchnęła i, pomilczawszy znowu, opanowując drżenie lęku, powiedziała:
— A może oni męczą ludzi? Rwą ciało, łamią kości? Kiedy pomyślę o tym — Pawełku, kochanie! Tak straszno mi...
— Oni łamią duszę.... To gorzej — kiedy duszę brudnymi łapami...

XI

Na drugi dzień dowiedziano się o aresztowaniu Bukina, Samojłowa, Somowa i jeszcze pięciu. Wieczorem przybiegł Fedzia Mazin — u niego także była rewizja i, uszczęśliwiony tym, czuł się bohaterem.
— Bałes się, Fedzia? — zapytała matka.<br>