Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/66

Ta strona została przepisana.

Pobladł, twarz jego zaostrzyła się, wargi drgnęły.
— Bałem się, że oficer uderzy mnie! Czarnobrody taki, gruby, palce owłosione, a na nosie — czarne okulary. Zupełnie jakby bez oczu. Krzyczał, tupał nogami! W więzieniu cię zgnoję, mówi. A mnie nigdy nie bili, ani ojciec, ani matka. Jestem jedynym synem i kochali mnie.
Zamknął na chwilę oczy, zacisnął usta, szybkim gestem obydwóch rąk wzburzył włosy na głowie i patrząc na Pawła poczerwieniałymi oczyma powiedział:
— Jeżeli mnie kiedy uderzą, cały będę jak nóż, wbiję się w człowieka — zębami będę gryźć — niech od razu dobiją!
— Szczupły jesteś taki, chudziutki! — wykrzyknęła matka. — Jakże ty możesz się bić?
— Będę! — cicho odpowiedział Fedzia.
Gdy odszedł, matka powiedziała Pawłowi:
— Tego pierwszego złamią!...
Paweł milczał.
Po kilku minutach drzwi do kuchni wolno otworzyły się i wszedł Rybin.
— Witajcie! — powiedział uśmiechając się. — Oto znowu jestem. Wczoraj przyprowadzili, a dzisiaj — sam przyszedłem! — Silnie potrząsnął ręką Pawła, wziął matkę za ramię i zapytał:
— Herbatką napoisz?
Paweł w milczeniu przyglądał się jego śniadej, szerokiej twarzy, w obramowaniu gęstej, czarnej brody, i ciemnym oczom. Coś poważnego i wiele znaczącego było w jego spokojnym spojrzeniu.
Matka wyszła do kuchni nastawić samowar. Rybin usiadł, pogładził brodę i, położywszy łokcie na stół, obrzucił Pawła swym pochmurnym spojrzeniem.
— A więc — zaczął, jak gdyby ciągnął dalej przerwaną rozmowę — muszę z tobą pomówić otwarcie. Przyglądam