Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/75

Ta strona została przepisana.

Paweł wyjaśnił niesprawiedliwość podatku i oczywistą korzyść tego przedsięwzięcia dla fabryki: zachmurzeni, odeszli.
Odprowadziwszy ich matka powiedziała uśmiechając się:
— No, Pawełku, i starsi zaczęli do ciebie po rozum chodzić!
Paweł nie odpowiadając, pogrążony w myślach, usiadł przy stole i zaczął coś pisać. Po kilku minutach powiedział jej:
— Proszę cię, pojedź do miasta i oddaj tę kartkę.
— Czy to niebezpieczne? — zapytała.
— Tak. Tam drukują dla nas gazetę. Histora kopiejki musi koniecznie ukazać się w tym numerze...
— Dobrze, dobrze! — odezwała się. — Ja zaraz...
Było to pierwsze polecenie, dane jej przez syna. Ucieszyła się, że tak otwarcie powiedział jej, o co chodzi.
— I ja to rozumiem, Pawełku — mówiła ubierając się. — Toż to grabież! Jak się ten człowiek nazywa — Jegor Iwanowicz?
Wróciła późnym wieczorem, zmęczona, ale zadowolona.
— Saszeńkę widziałam! — opowiadała synowi. — Kazała ci się kłaniać. A ten Jegor Iwanowicz, prosty taki w obejściu i żartowniś. Śmiesznie tak mówi.
— Zadowolony jestem, że ci się podobają! — cicho powiedział Paweł.
— Szczerzy ludzie, Pawełku, prości. Dobrze, jeżeli ludzie są prości! I wszyscy — szanują ciebie...
W poniedziałek Paweł znowu nie poszedł do roboty, bolała go głowa. Ale w obiad przybiegł Fedzia Mazin, wzburzony, szczęśliwy, i dysząc ze zmęczenia, oznajmił:
— Idziemy! Cała fabryka zbuntowała się! Posłali po ciebie! Sizow i Machotin mówią, że ty lepiej od innych możesz objaśnić Co się tam dzieje!