Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/78

Ta strona została przepisana.

niej. Tłum powoli zbliżał się do niego, stawał się ciemnym, tysiącogłowym ciałem, patrzył w jego twarz setkami uważnych oczu, chłonął jego słowa.
— Nie wywalczymy sobie lepszej doli, póki nie poczujemy się towarzyszami, rodziną przyjaciół mocno związanych jednym pragnieniem — pragnieniem walki o nasze prawa.
— Gadaj o sprawie! — rozległy się grubiańskie okrzyki, gdzieś obok matki.
— Nie przeszkadzaj! — odezwały się dwa niegłośne okrzyki w różnych miejscach.
Zakopcone twarze chmurzyły się niedowierzająco i ponuro, dziesiątki oczu patrzyło w twarz Pawła poważnie, w zamyśleniu.
— Socjalista, ale — niegłupi! — zauważył ktoś.
— Śmiało gada! — trąciwszy matkę w ramię powiedział wysoki, ślepy na jedno oko, robotnik.
— Czas, towarzysze, zrozumieć, że nikt prócz nas samych nie pomoże nam! Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego — oto nasze prawo, jeśli chcemy zwyciężyć wroga!
— Prawdę mówi, chłopcy! — krzyknął Machotin.
I szeroko machnąwszy ręką, potrząsnął w powietrzu pięścią.
— Trzeba wezwać dyrektora! — powiedział Paweł.
W tłum jakby wicher uderzył. Zachwiał się i dziesiątki głosów krzyknęły od razu:
— Dyrektora tutaj!
— Delegatów wysłać po niego!
Matka, przepchnąwszy się ku przodowi, patrzyła na syna z dołu, pełna dumy: Paweł stał wśród starych, najbardziej szanowanych robotników, wszyscy słuchali go i zgadzali się z nim. Podobało się jej, że nie złościł się i nie wymyślał jak inni.