Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/84

Ta strona została przepisana.

swego wzburzenia, ale, gdy oficer śmiał się, palce jego poruszały się dziwnie i matka czuła, że trudno mu nie odpowiadać żandarmom, znosić ich żarty. Teraz nie bała się tak, jak w czasie pierwszej rewizji. Czuła więcej nienawiści do tych szarych, nocnych gości z ostrogami u butów i nienawiść pochłaniała lęk.
Paweł zdążył jej szepnąć:
— Wezmą mnie...
Spuściwszy głowę, odpowiedziała cicho:
— Rozumiem...
Rozumiała — posadzą go do więzienia za to, co mówił dzisiaj robotnikom. Ale z tym, co on mówił, zgadzali się wszyscy i wszyscy powinni ująć się za nim, więc — długo trzymać go nie będą...
Pragnęła objąć go, zapłakać, ale obok niej stał oficer i patrzył na nią przymrużonymi oczyma. Usta jego drgały, wąsy ruszały się — Własowej wydawało się, że człowiek ten czeka na jej łzy, skargi i prośby. Zebrała wszystkie siły i, starając się mówić jak najmniej, ścisnęła rękę syna i, wstrzymując oddech, powoli, cicho, odezwała się:
— Do widzenia, Pawełku. Wziąłeś wszystko, co trzeba?
— Wszystko. Nie tęsknij...
— Chrystus z tobą.
Kiedy wyprowadzili go, usiadła na ławce i zamknąwszy oczy zaniosła się cichym łkaniem. Była jak gdyby mocno skrępowana beznadziejnym smutkiem » poniżającym uczuciem własnej bezsilności. Oparła się plecami o ścianę, jak to niegdyś robił jej mąż i, odrzuciwszy głowę w tył, zawodziła długo i monotonnie, wylewając w tym zawodzeniu ból swego zranionego serca. A przed nią, niby nieruchoma plama, stała żółta twarz oficera z rzadkimi wąsikami i przymrużywszy oczy patrzyła na nią z zadowoleniem. Gniew i zawziętość przeciw ludziom, którzy zabierają mat-