Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/86

Ta strona została przepisana.

w życiu nie była taka samotna, tak odarta ze wszystkiego. W ciągu ostatnich lat przyzwyczaiła się żyć w oczekiwaniu czegoś ważnego i dobrego. Wokoło niej gwarnie i wesoło kręciła się młodzież i zawsze widziała przed sobą poważną twarz syna, twórcy tego niespokojnego, ale pięknego życia. A teraz nie ma go i — nie ma nic.

XIV

Wolno przeszedł dzień, bezsenna noc i jeszcze wolniej — drugi dzień. Oczekiwała kogoś, ale nikt się nie zjawiał. Nadszedł wieczór. I — noc. Wzdychał i siekł o ściany zimny deszcz, w kominie huczało, poruszało się coś pod podłogą. Z dachu kapała woda i jednostajny jej plusk dziwnie zlewał się z tykaniem zegara. Zdawało się, że cały dom kołysze się wolno i wszystko wokół było niepotrzebne, zmartwiałe w smutku...
Do okna zapukał ktoś cicho — raz, dwa...
Matka przywykła już do tego pukania, nie lękała się go, ale teraz drgnęła, jakby od radosnego ukłucia w sercu. Niejasna nadzieja szybko podniosła ją na nogi. Zarzuciwszy na plecy chustkę, otworzyła drzwi...
Wszedł Samojłow, a za nim jeszcze jakiś człowiek z twarzą zakrytą kołnierzem palta, z czapką nasuniętą na brwi.
— Czy obudziliśmy was? — nie witając się zapytał Samojłow, wbrew swemu zwyczajowi zafrasowany i pochmurny.
— Nie spałam jeszcze! — odpowiedziała i wlepiła w nich oczy w milczącym oczekiwaniu.
Towarzysz Samojłowa, ciężko i ochryple wzdychając, zdjął czapkę i, wyciągnąwszy do matki szeroką rękę z krót-