Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/90

Ta strona została przepisana.

pomyśleć, że nie jej syn je rozrzucał. I czując, że może wykonać zadanie, drżała cała z radości.
— Gdy pójdziecie na widzenie z Pawłem — mówił Jegor — powiedzcie mu, że ma dobrą matkę...
— Ja go przedtem zobaczę! — z uśmiechem obiecał Samojłow.
— Powiedzcie mu, że zrobię wszystko, co trzeba! Żeby wiedział o tym!
— A jeżeli go nie wsadzą? — zapytał Jegor pokazując na Samojłowa.
— No to trudno — cóż robić!
Roześmieli się obydwaj. A matka połapawszy się, co za głupstwo palnęła, zaśmiała się cicho z zawstydzeniem i trochę przebiegle:
— Własny ból, cudzy zasłania! — powiedziała spuszczając oczy.
— To naturalne! — zawołał Jegor. — A co do Pawła, nie niepokójcie się, nie smućcie. Z więzienia jeszcze lepszy wróci. Tam odpoczywa i uczy się, a na wolności nie ma nasz człowiek na to czasu. Ja trzy razy siedziałem i za każdym razem, chociaż z niewielkim zadowoleniem, ale z niezaprzeczonym pożytkiem dla umysłu i serca.
— Oddech macie ciężki! — powiedziała patrząc przyjaźnie w jego szczerą twarz.
— To ma swoje szczególne przyczyny! — oznajmił podnosząc palec do góry. — A więc zdecydowane, mamusiu? Jutro dostarczymy wam materialiku — znowu zakręci się koło maszyny burzącej odwieczny mrok. Niech żyje wolne słowo i niech żyje serce matki! A tymczasem — do widzenia!
— Do widzenia! — powiedział Samojłow, mocno ściskając jej rękę. — Ja swojej matce nawet pisnąć bym nie mógł o czymś takim — tak!