Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/91

Ta strona została przepisana.

— Wszyscy zrozumieją! — powiedziała Własowa chcąc mu zrobić przyjemność.
Gdy odeszli, zamknęła drzwi, uklękła na środku pokoju i słowa modlitwy zlewały się z szumem deszczu. Modliła się bez słów, jedną wielką myślą o ludziach, których wprowadził w jej życie Paweł. Przechodzili jak gdyby między nią a ikoną, tacy prości, tak dziwnie bliscy sobie i — tacy samotni.
Wczesnym rankiem udała się do Marii Korsunowej.
Przekupka, jak zwykle, zatłuszczona i hałaśliwa, przywitała ją ze współczuciem.
— Tęsknisz? — zapytała poklepawszy matkę po ramieniu grubą ręką. — Daj pokój! Wzięli, uprowadzili — niewielkie nieszczęście! Nic złego w tym nie ma. Dawniej było, kiedy za kradzież do więzienia wsadzali, ale nie teraz, kiedy zaczęli wsadzać za prawdę. Paweł może i nie tak coś powiedział, ale za wszystkimi się ujmował i — wszyscy to rozumieją, nie bój się! Nie wszyscy mówią, ale wszyscy wiedzą, kto co wart. Ciągle zbierałam się iść do ciebie, ale nie miałam czasu. Gotuję, handluję, a widać nędzarką umrę. Chłopy mnie dobijają, antychrysty! Tak mnie żrą, tak mnie żrą, jak karaluchy chleb. Nazbierasz dziesięć rubli, zjawi się jakiś heretyk — i po pieniądzach! Nieszczęśliwa dola babą być! Najgorsza służba na świecie! Samej żyć nudno, a we dwoje — trudno...
— A ja przyszłam poprosić cię, żebyś mnie wzięła na pomocnicę! — powiedziała Własowa przerywając jej paplaninę.
— Jakże to? — zapytała Maria i, wysłuchawszy przyjaciółki, potwierdzająco kiwnęła głową.
— Da się zrobić! Pamiętasz, jak mnie przed moim mężem chowałaś? No, a ja ciebie teraz przed biedą schowam... Tobie wszyscy powinni pomagać, bo twój syn za