Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/95

Ta strona została przepisana.

— Dopiero co was wypuścili, potrzebny wam jest odpoczynek, a wy! — powiedziała z westchnieniem kiwając głową matka.
— Trzeba! — odpowiedziała dziewczyna wzdrygając się. — Powiedzcie, jak tam Paweł Michajłowicz — nic?... Nie bardzo się zdenerwował?
Zadając to pytanie, Saszeńka nie patrzyła na matkę. Schyliwszy głowę, poprawiała włosy ii palce jej drżały.
— Nic! — odpowiedziała matka. — On przecież po sobie nie pokaże.
— Zdrowie ma chyba mocne? — cicho zapytała dziewczyna.
— Nie chorował nigdy! Drżycie cała. Dam wam herbaty z malinowymi konfiturami?
— To byłoby dobrze! Tylko — czy warto was trudzić? Późno już. Poczekajcie, ja sama.
— Taka zmęczona? — z wyrzutem powiedziała matka i zakrzątnęła się koło samowaru. Sasza także weszła do kuchni, siadła na ławce i, założywszy ręce za głowę, mówiła:
— A jednak — więzienie osłabia. Przeklęta bezczynność! Nie ma nic bardziej męczącego. Wiesz, jak dużo potrzeba pracy i — siedzisz w klatce jak zwierzę...
— Kto nagrodzi was za to wszystko? — spytała matka.
I westchnąwszy odpowiedziała sama sobie:
— Nikt, prócz Boga! Ale wy pewnie także nie wierzycie w Boga?
— Nie! — krótko odpowiedziała dziewczyna potrząsnąwszy głową.
— A ja wam nie wierzę! — z nagłym podnieceniem odezwała się matka.
I szybko wycierając o fartuch zabrudzone węglem ręce, z głębokim przekonaniem ciągnęła dalej: