zechciej przejść się ze mną do sąsiedniego pokoju. Mam z panią parę słów do pomówienia.
— Służę panu sędziemu — rzekła gospodyni, prowadząc go do alkierza i zamykając drzwi za sobą.
— Czy możesz mię pani objaśnić, co to za człowiek niejaki Terencjusz Mac-Keon?
Gospodyni pomyślała chwilę.
— Jest tu jeden Irlandczyk tego imienia. Bardzo nieciekawa osobistość... Nie ma żadnego stanowiska i obarczony jest liczną rodziną. Bieda tam u nich wielka. Mieszkają w tak zwanej żebraczej dzielnicy miasta... jeżeli się to mieszkaniem może nazywać... Ale mąż mój lepiej potrafi objaśnić pana sędziego w tym względzie.
— Dziewczynka ta jest sierotą i jest wysłaną do Mac-Keonów przez niejakiego Barneja, aby zostać tu pod ich opieką — rzekł sędzia.
— Biedne dziecko! Przez Barneja, powiada pan sędzia? To pewnie Barnej Brian, z Wyn. Znam go... bardzo poczciwy i dobry człowiek. Grywa na skrzypcach i posiada rzeczywiście niezwykły muzykalny talent... Czy pan sędzia życzy sobie, abym zawołała mego męża?
— Nie, nie potrzeba, ja sam zajdę do niego. A teraz, kochana Zuzanno, zajmij się, proszę, tą małą. Tylko nie okarmiaj jej nadto słodyczami, zostaw jej miejsce na wyborną jajecznicę, którą przyrządzasz tak znakomicie.
Pani Merill uśmiechnęła się z zadowoleniem i pośpieszyła do kuchni przyrządzić posiłek dla swego dawnego pana. Sędzia zaś udał się do gospodarza; zastał go w izbie gościnnej, wspartego o stół i śmiejącego się z pijanego Irlandczyka, który, słaniając się na nogach, z poczerwieniałą od trunków twarzą, noszącą wybitne piętno wstrętnego nałogu, dopraszał się daremnie o „jeszcze jeden“ mały kieliszeczek „whisky“ (wódka ze zboża).
— Jak się masz, Johnie (Dżonie) — rzekł sędzia, wyciągając rękę do oberżysty z taką uprzejmością, jak do swego równego. — Czy to w ten sposób traktujesz swoich gości?
— Uchowaj, Boże! panie sędzio — zaprzeczył John Merill, witając przybyłego z wielkiem uszanowaniem i radością zarazem. — Nie dopuszczam nigdy nadużyć tego rodzaju. Ale Terencjusz Mac-Keon wstępuje wszędzie po drodze na kieliszek... dlatego też zawsze prawie jest w takim stanie, w jakim go pan sędzia teraz widzi.
Sędzia popatrzył uważnie na pijaka, który, czepiając się ściany i mrucząc przekleństwa, wynosił się z izby. Sam ten wi-
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/010
Ta strona została uwierzytelniona.