— Ja ci przypomnę, moje dziecię. Odmawiałam kiedyś tę modlitwę w dzieciństwie.
Klęcząc na białej pościeli, ze złożonemi pobożnie rączkami, spokojnym a przejętym głosem dziewczynka odmówiła za swoją opiekunką słowa modlitwy, którą dziecięce usta widocznie kiedyś szeptały na łonie matki. Patrząc na tę sierotę, łagodne oczy starej kobiety napełniały się łzami litości i rozrzewnienia.
Wkrótce, tuląc białego kotka do piersi, Margie zasnęła słodko, z oczami utkwionemi w przeciwległą ścianę, na której drżący płomyk świecy kreślił fantastyczne arabeski.
— Reginaldzie — rzekła miss Rachela Gray, zatrzymując się w przechadzce swej po pokoju — proszę cię, przestań grać i usiądź spokojnie na chwilę. Ojciec twój powinen zaraz przybyć.
Ogień płonął wesoło na marmurowym kominku, ponad którym zawieszone lustro odbijało elegancki i wygodnie urządzony pokój; w pośrodku stał stół śnieżnym obrusem nakryty ze srebrnym przyborem do herbaty.
Po dwóch czy trzech silnych akordach Reginald Gray zamknął hałaśliwie fortepian i wyszedł do sąsiedniego pokoju z głową nieco wtył odrzuconą i wyrazem twarzy, zdradzającym lekkie zniecierpliwienie.
Był to szesnastoletni chłopiec, wysoki nad wiek, pełen sprytu i życia, które tryskało z każdego ruchu i wejrzenia jego. Miał świeżą cerę i piękne rysy swego ojca, delikatne i wrażliwe usta, oraz ciemno-błękitne oczy zmarłej przedwcześnie matki. Wychowany przez rozsądnego a kochającego ojca, pokładał w nim zaufanie bez granic; to też zwierzał mu się z każdego kroku swojego i z każdego wybryku chłopięcego.
Usłyszawszy kroki u drzwi wchodowych, Rex, gdyż tak nazywano go przez skrócenie, skoczył żywo do sieni, wołając uradowanym głosem:
— Papo, drogi papo! jakże rad jestem, że cię widzę!
— I ja również, mój chłopcze! — rzekł sędzia wesoło.
Rex zarzucił ojcu obie ręce ma szyję, całując go i ściskając z całej siły. Jakkolwiek był już dużym chłopcem, zawsze ojca witał i żegnał w podobny sposób.
— Jak się masz, Rachelo? — spytał sędzia, witając siostrę. — Czy ból głowy mniej ci dokucza, niż zwykle? Mam