za ojcem, nie bacząc na napomnienia ciotki, wygłoszone jednostajnym miarowym tonem, który rozdrażniał go zawsze do żywego.
Sędzia wraz z synem zastali panią Livingstone siedzącą w bawialnym pokoju z pończoszką w ręku. Dziadek poszedł do siebie na górę, aby przeczytać gazety.
— Ach, to ty, Rexie! — zawołała babcia, witając go serdecznie.
Głos zacnej kobiety nie zestarzał się, równie jak i serce; zachował on miłe brzmienie i dźwięk metaliczny.
— Domyśliłam się, że cię tu dzisiaj sprowadzi przeczucie, bo Betsy upiekła świeże ciastka z migdałami.
— Co widzę! i twój ojciec jest z tobą!
— Jak zdrowie twoje, matko? — spytał sędzia, całując ręce teściowej.
Rex udał się zaraz do kredensu, skąd przyniósł sobie ogromny zapas ulubionych swoich przysmaków. Babcia zaś, siedząc w fotelu i poruszając machinalnie drutami, przysłuchiwała się z zajęciem opowiadaniu sędziego i ku nieopisanej pociesze wnuka zaaprobowała w zupełności projekt umieszczenia Marjorie w ochronce.
— Są właśnie dwa miejsca wolne — rzekła. — Jutro zaraz pójdę do miss Brooks (Bruks), przełożonej zakładu, aby się z nią naradzić. A czy pomyślałeś o ubraniu jej, mój zięciu, czy też życzysz sobie, abym ja się tem zajęła?
— Zostawiłem w tym celu trochę pieniędzy Zuzannie, a ta obiecała mi dopilnować, aby wszystko było w porządku.
— Można śmiało polegać na jej praktyczności. Cóż na to mówi Rachela?
— Sądzę, że zgodzi się na wszystko, gdy sprawa zostanie już załatwioną.
Po tej rozmowie, gdy decyzja względem losu sierotki już stanowczo zapadła, sędzia udał się do swego teścia na górę, aby porozmawiać z nim o ostatnich wiadomościach z dziedziny polityki. Rex pozostał przy babce, chrupiąc ciastka i projektując różne sposoby zabawienia małej nieznajomej. Tak przytem był wesół i niewyczerpany w opowiadaniu różnych swoich figlów szkolnych, że babcia uśmiała się do łez, co mu zawsze wielce pochlebiało, świadczyło bowiem dobrze o naratorskim jego talencie.
Już późnym wieczorem ojciec i syn, obaj zadowoleni, powrócili do domu, a Rex, skacząc po trzy schody na raz, przypadł do drzwi ciotki i, stukając w nie z całych sił, zawołał:
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/016
Ta strona została uwierzytelniona.