w ciężką chorobę, w czasie której prawdopodobnie straciłaś pamięć o przeszłości.
— Czemu nie mówiłeś mi nigdy a tem wszystkiem? — spytała rozżalona dziewczynka.
— Na cóżby się to zdało, moje serce?
— Wszak mama moja musiała zostawić coś, może jakieś ubranie?
— Zawsze mówiłem, że masz stary rozum w młodej główce! — z podziwieniem rzekł Barnej. — Tak, było trochę ubrania, ale Judyta sprzedała sztukę po sztuce na wódkę. Został tylko po matce twojej ten szal, który masz, a który Darby odebrał z rąk swej żonie. Ale prócz tego zostało jeszcze coś, co na szczęście udało mi się uratować dla ciebie. Sukienka twoja była strojna i kosztowna; pod płaszczykiem ramionka białe, obnażone, na rączkach miałaś bransoletki, jedną przynajmniej, bo drugiej nie mogłem odszukać. Może zgubiłaś ją w śniegu, a może dostała się do rąk Judyty; a na szyjce miałaś złoty łańcuszek, który również ocalał, bo Darby dał mi go zaraz do przechowania. Otóż teraz chcę tę pamiątkę, którą przechowywałem starannie dla ciebie przez te wszystkie lata, zawiązać dokoła twojej szyjki. Nie oddawaj jej nikomu, a jeżeli się obawiasz zgubić, to lepiej daj do schowania komuś bardzo dobremu i życzliwemu, aż do czasu, gdy wyrośniesz.
To mówiąc, Barnej wydostał z kieszeni owinięty w papier złoty łańcuszek misternej roboty, składający się z drobnych, rzeźbionych paciorków, a zakończony spięciem koralowem.
— Patrz, maleńka — rzekł — tu na skówce są dwie litery M. H., które oznaczają prawdopodobnie początek twego nazwiska.
— Czy to wszystko? — spytało dziecko zawiedzionym głosem. — Czy nie dowiedziałeś się nigdy mego nazwiska?
— Nie, kochanie. Chciałem cię tylko zapewnić, iż nie pochodzisz z rodziny Mac-Keonów.
— Byłam tego zawsze pewną.
Barnej popatrzył na nią z zachwytem. — Prawdziwie wielka pani! — pomyślał w duchu. Krew wielkiego rodu odzywa się w niej...
Wtem usłyszał głos wzywającej go pani Merill.
— Idę! — odparł śpiesznie. — Bywaj mi zdrowa, Margie kochanie, a Matka Boża i wszyscy Święci niechaj czuwają nad twoją niewinną główką. Przyjdę wkrótce odwiedzić cię...
Margie wybuchnęła płaczem, na który oddawna jej się zbierało. Barnej był najlepszym, jedynym jej przyjacielem i wdzięczne
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/021
Ta strona została uwierzytelniona.