nym widelcem, co wprawiało ją w wielki kłopot, to też pełne wdzięczności spojrzenie zwróciła na sędziego, gdy jej podał łyżeczkę. Usłużna i czysto ubrana pokojówka, Joanna, stojąca za krzesłem pani domu i podająca półmiski dokoła, przejmowała ją wielką obawą i poszanowaniem. Nie mogła też jeść, ku wielkiemu zmartwieniu Rexa, który podał jej kawałek ciasta do ręki, gdy wstawali od stołu.
— Chodź ze mną do bawialnego pokoju, maleńka. Sprzątnę okruszyny, cioteńko, nie narobimy ci nieporządku. Czy lubisz muzykę, Margie?
— Barnej gra... — odparła — i śpiewał mi czasem „Rary o’Moore“ — przerwała zdumiona, gdy nóżki jej, nawykłe do twardej ziemi, utonęły naraz w miękkim, puszystym dywanie, po którym rozsiane były bukiety róż i bławatków, zdających się wykwitać z zieleni. Obrazy w złoconych ramach okrywały ściany; ozdobne fraszki rozrzucone były po stołach i etażerkach. Naprzeciwko drzwi wchodowych stało duże lustro, sięgające do sufitu; dziewczynka, zobaczywszy w niem odbicie swojej figurki, drgnęła z przestrachu.
— Kto jest ta dziewczynka? — spytała lękliwym szeptem, tuląc się do Reginalda, który wybuchnął głośnym śmiechem.
— O, Margie! jaka ty jesteś zabawna! Czy nigdy w życiu nie widziałaś zwierciadła? Ależ ta dziewczynka to bardzo dobra twoja znajoma. Przypatrzno jej się zbliska. Na imię jej Marjorie.
To mówiąc, podprowadził ją do lustra.
— Ależ to... to... ja jestem! — odparła ze zdumieniem, nie dającem się opisać. Po chwili, wpatrzywszy się w swój obraz, uśmiechnęła się słodko, dodając: — A jak moja sukienka ślicznie wygląda! a moje trzewiczki!...
— Istna kobieta! — rozśmiał się Regie, ubawiony. — No chodź, przypatrzysz się sobie innym razem... Teraz ci coś zagram. To mówiąc, posadził ją wygodnie w głębi aksamitnego fotelu i, usiadłszy przy fortepianie, puścił palce po białych klawiszach. Instrument był dobry, a Regie, jak na swój wiek, grał bardzo wprawnie.
Wykonawszy fantazję, improwizowaną na tle irlandzkiej ballady: „Rary O’Moore“ i „Dan Tuckera“, puścił potem wodze swojemu muzykalnemu talentowi i, zapomniawszy całkiem o obecności słuchającej go dziewczynki, zaczął grać rzewną i łzawą modlitwę Mojżesza w Egipcie.
Marjorie siedziała pogrążona w milczącym zachwycie, nie dającym się słowami wyrazić. Wrażliwa a poetyczna natura dziecka do głębi przejętą była cudowną harmonją, która jakby
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/026
Ta strona została uwierzytelniona.