Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przestań, Lilko — upominała matka.
Wtem pan Norton Gray zabrał głos:
— Panowie i panie! pozwólcie mi przedstawić sobie dostojnego nieznajomego, który na usilne prośby gospodarza domu, przyszedł zaszczycić nas swoją obecnością. Przybywa on z bardzo daleka, niosąc drogocenne dary dla każdego; ponieważ jednak bardzo mu się śpieszy, gdyż musi dążyć do wielu jeszcze innych domów, gdzie go dzieci z upragnieniem wyczekują, proszeni zatem jesteście nie trudzić go żadnemi pytaniami. Słyszę go już stukającego do okna. Witaj nam, święty Mikołaju!
Oczy wszystkich zwróciły się ku balkonowi, a gdy pan Norton otworzył jedną połowę szklanych drzwi, wszedł przez nie człowiek ubrany w obszerny płaszcz, z długą siwą brodą i białemi włosami, od których spływały sople lodowe. Oczy jego żywo błyszczały, choć plecy uginały się pod dużym tłumokiem, z którego kolejno zaczął wyjmować różne przedmioty. Skłoniwszy się najsamprzód głęboko przed Klarą, rzucił jej na kolana maleńkie lusterko, na widok czego wszystkie dzieci parsknęły głośnym śmiechem, bo próżność młodej dziewczyny znaną była każdemu. Potem z otwartego pudła zaczął padać istny deszcz cukierków i pralinek, zaściełając całą posadzkę; dzieci rzuciły się na nie gromadnie. Wielkie pudełko smażonych zagranicznych owoców dostało się Mecie; Jerzy Gray dostał łyżwy, a mały Dżim Maxwell loteryjkę. Gdy zaś św. Mikołaj przystanął przed Marjorie, broda jego zatrzęsła się tak silnie, że aż odpadł z niej jeden sopel lodowy. Margie, która, stojąc na krześle obok Rexa, z niedającym się opisać zachwytem śledziła ruchy starca, ujrzała go zdejmującego z drzewa ową śliczną, o długich włosach lalkę, będącą celem gorących pragnień kapryśnej Lilki, i przybliżającego się do niej. Twarz Margie przybrała taki wyraz zdumienia i niewysłowionej radości, gdy staruszek złożył tę lalkę w jej ręce, że mniemany św. Mikołaj nie mógł się powstrzymać od uśmiechu; zdradził tem swoje incognito.
— Ależ to pan sędzia! — zawołała Margie w radosnem uniesieniu. — Poznaję jego oczy i zęby!
Grzmot oklasków zawtórował słowom dziewczynki, która, przerażona swoją śmiałością, zbladła i cofała się wtył, gdy sędzia, odrzucając siwą perukę, długą, przyprawioną brodę, oraz białą, fałdzistą suknię, schwycił ją w swoje objęcia.
Nie uszło to złośliwej uwagi pani Marston.
Dzieci z ciekawością zaczęły oglądać swoje podarki; były one piękne, a niektóre kosztowne. Regie otrzymał w darze od ojca i od wuja książki ozdobnie oprawne; ciotka Rachela poda-