rowała mu złote spinki do mankietów, ciotka Marston pierścień z wyrytym na nim familijnym herbem, babcia Livingstone ofiarowała ukochanemu wnukowi parę futrzanych rękawiczek. Klara rozkoszowała się darem ślicznego wachlarza, podobnego do tego, który miała pani Marston, a Meta otrzymała od wuja dwie śliczne bransoletki. Każdy więc był zadowolony, z wyjątkiem jednej tylko Lilki, która znieść nie mogła myśli, że piękna lalka o złocistych puklach i błękitnych, jak niebo, oczach dostała się małej, nieznanej Irlandce.
Dzieci rozeszły się małemi gromadkami po pokoju, a Margie usiadła cichutko pod oknem, tuląc do siebie swoje skarby. Oprócz owej pięknej lalki, na zakupienie której Regie wydał wszystkie swoje pieniądze, i trzech podarunków od babci, dostała ona jeszcze czerwono oprawną książkę z obrazkami od sędziego Graya, a od ciotki Racheli niebieską, włóczkową chusteczkę i mały koszyczek do roboty. Oglądając po szczególe każdy przedmiot, a mianowicie śliczną lalkę, ubraną w białą sukienkę, z błękitnemi kokardami, oraz prześliczne pantofelki na jej nóżkach, obciągniętych ażurowemi pończoszkami, Margie, pogrążona w cichym zachwycie, nie zauważyła, że dzieci podchodzą ku niej.
— Pozwól i mnie przypatrzeć się twojej lalce! — z ładnym uśmieszkiem prosiła Patti Gray.
— I mnie! i mnie! — powtórzyły za nią inne głosy.
— I owszem, proszę! — uprzejmie odparła dziewczynka — tylko nie stłuczcie jej!
Wtem Lili podeszła ku niej i ostrym tonem zapytała:
— Kto ci dał tę lalkę?
— Regie — nieśmiało odparła Margie, rumieniąc się z przestrachu pod surowem wejrzeniem gniewnych oczu, skierowanych ku niej.
— Powinien był mnie ją dać, zamiast jakiejś tam głupiej gry, którą dostałam od niego... Nie cierpię gier! — mówiła, bliska płaczu.
— Wstydź się, Lilko! — napominały dzieci.
— Nie! nie wstydzę się tego, co myślę! — wołała, zapalając się coraz bardziej. — Rex musiał chyba stracić zmysły, żeby taką piękną lalkę darować tej ordynarnej irlandzkiej dziewczynie!
Głos jej przeszedł niemal w łkanie, gdy naraz silna dłoń szarpnęła jej ramieniem.
— Jak śmiesz odzywać się w ten sposób! — zawołał Rex głosem porywczym i drżącym z oburzenia. — Jakiekolwiekby było jej pochodzenie, Marjorie stokroć lepiej jest wychowaną od ciebie.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/032
Ta strona została uwierzytelniona.