coraz więcej przywiązywała się do małej dziewczynki. — A teraz sprowadź ją, proszę, i przykaż, aby się ciepło ubrała, bo dzień jest chłodny.
Regie żywo poskoczył na górę, gdzie zastał Margie siedzącą w pośrodku dywanu i tulącą Dolcię w swych objęciach. Pokój Reginalda był ulubionem jej schronieniem; młody jego właściciel tyle miał zawsze ciekawych historyjek do opowiadania, tyle ładnych fraszek do pokazania, że przywykła gabinet jego uważać za rodzaj zaczarowanego pałacu, gdzie gospodarzyły same dobre wróżki, dobroczynnie znacząc ślady swego pobytu. Ucieszywszy się z propozycji miss Racheli, dziewczynka uczepiła się Rexa i pobiegła z nim do swego pokoiku, gdzie pomógł jej ubrać się w ciepły płaszczyk i związał jej pod bródką wstążki od kapturka.
Trzymając za rękę miss Rachelę, Margie szybko biegła drobnemi krokami naprzód. Już przywykła trochę do miasta, jego gwaru i ruchu. Drugi miesiąc upływał, jak bawiła w domu swoich nowych opiekunów, ale przy końcu tygodnia miano ją przenieść do ochronki, gdzie szkarlatyna już zupełnie ustała.
Myśląc o tem, dziewczynka czuła łzy, napływające do oczu. O! jakże sieroce jej serduszko mocno uczuje brak wesołego towarzysza zabaw, a nadewszystko brak czułej troskliwości ukochanego opiekuna, do którego przywiązała się całą duszą! Miss Rachela dobrotliwie rozmawiała z nią przez drogę, co trochę rozpraszało jej smutek.
Po zamarzniętym gościńcu sanki mijały się w różne strony, a wesoły brzęk dzwonków i mosiężnej uprzęży rozlegał się w powietrzu.
Naraz między przejeżdżającemi miss Gray i Marjorie spostrzegły babcię Livingstone, która, zobaczywszy je, kazała stangretowi przystanąć i zabrała je do swych sanek.
— Za zimno jest dzisiaj na pieszą przechadzkę — mówiła babcia. — Podwiozę was, dokąd chcecie, ale czemuż to nie wzięłyście sanek?
— Jeden z koni okulał, a że miałam interes do Edmundowej Livingstone, wzięłam więc z sobą Marjorie, bo chciałaby odwiedzić Metę.
— Właśnie jadę w tę samą stronę. A jak się ma Regie? Niespokojna jestem o jego gardło.
— Lepiej mu trochę; on się jednak nic nie szanuje. Patrz, jedzie Helena — dodała miss Rachela, gdy sanki skrzyżowały się z innemi. — Lili leżała rozparta na siedzeniu; dumnie skinąwszy głową Marjorie, przesłała babci pocałunek ręką.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/036
Ta strona została uwierzytelniona.