jej się na nic; odłożyłam go więc na bok. Zresztą — dodała ciszej — jest to przedmiot tak piękny i drogocenny, że nie rozumiem, skąd ona mogła go dostać.
— Hm! — szepnęła babcia zamyślona. — Pokażesz mi go innym razem. Śpiesz się, maleńka! Stary nasz Wojciech marznie na koźle.
Miss Rachela czule ucałowała Marjorie, która swoją słodyczą i uległością podbiła niechętne ku niej z początku serce dobrej cioci.
Mimo niektórych dziwactw swoich, miss Rachela była bardzo dobrą i szczerze pokochała sierotkę.
Gmach, w którym się ochrona mieściła, stał na wzgórzu, górującem nad całem miastem. Był to duży murowany budynek z mnóstwem okien, błyszczących w porannem słońcu. Czysto ubrana odźwierna otworzyła drzwi i poprowadziła panią Livingstone wraz z towarzyszącą jej nieśmiało Margie wzdłuż długiego korytarza, na którego końcu znajdował się mały pokoik przełożonej.
— Ach! to pani, droga mistress Livingstone — zawołała uprzejmym głosem dozorczyni. — Nie spodziewaliśmy się pani tak wcześnie. Więc to jest ta mała protegowana pani?
Marjorie przywitała się nieśmiało i spojrzała w twarz dozorczyni, myśląc sobie w duchu, że nigdy w życiu nie widziała równie otyłej osoby. Miss Brooks, pomimo olbrzymiego wzrostu i tuszy, która utrudniała jej ruchy, miała jednak twarz bardzo łagodną i dobrotliwą.
— Jakże ci na imię, moje dziecko? — spytała.
— Marjorie.
— A co to masz na ręku?
— To jest Dolcia, proszę pani.
— Bardzo piękna lalka. Patrz, jakie tu dobre schowanie mam dla niej. — To mówiąc, otworzyła szufladę.
— O pani! — żałośnie zawołała dziewczynka, nagle ośmielona. — Czyż nie mogę zatrzymać Dolci?... To jedyna przyjaciółka, jaka mi pozostała.
— Znajdziesz tu inne... — odparła dozorczyni. — Zresztą w sobotę, podczas rekreacji, wolno ci będzie przyjść tutaj i bawić się z nią. Z zasady nie pozwalamy dzieciom mieć zabawek, bo to im przeszkadza w naukach.
Marjorie, posłuszna, oddała lalkę, choć usteczka jej poczęły drżeć boleśnie. Obie panie, prowadząc dziewczynkę z sobą, przeszły do sali, skąd zdala już dolatywał gwar zmieszanych głosów dziecięcych.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/041
Ta strona została uwierzytelniona.