— Nie mogłem się powstrzymać, ażeby cię nie odwiedzić, Margie! — zawołał — przyniosłem ci parę ciastek od babci. Chociaż to jest przeciwne tutejszym przepisom, jednak miss Brooks pozwoliła na ten jeden raz. — To mówiąc, wrzucił jej do fartuszka sporą paczkę, owiniętą w papier, a uścisnąwszy ją z całej siły, wybiegł tak szybko, że nie miała czasu ani podziękować, ani zadać mu żadnego pytania.
Z uczuciem, przepełnionem gorącą wdzięcznością, wróciła do swoich towarzyszek i rozdzieliwszy ciastka między Józię i Wilusia, sama zaś zaledwie skosztowawszy takowych, ośmieliła się o tyle, że poprosiła miss Hannę, aby raczyła wziąć udział w uczcie, za co otrzymała pocałunek w główkę.
— Ależ ty nic nie jesz! — zauważyła Józia.
— To nic, ale widziałam Regie... i wiem, że pamięta o mnie!
— Dziwna z ciebie dziewczynka! — wzruszając ramionami, zauważyła jej towarzyszka.
Jednak uczucie osamotnienia, rozproszone na chwilę ukazaniem się Rexa, ogarnęło ją na nowo, gdy udała się na spoczynek. Gwar dziecinnych głosów przy rozbieraniu nużył ją niewypowiedzianie. O, jakże tęskniła do samotności białego swego pokoiku w domu sędziego Graya! Zdawało się jej, że nie potrafi ze skupieniem odmówić wieczornego pacierza. Brak jej bardzo było towarzystwa Dolci, która dotąd sypiała z nią razem w łóżeczku. Łzy zakręciły się jej w oczach i zwolna zaczęły płynąć po twarzy. Przytuliwszy się do poduszki, wpatrzyła się w okno, przez które widać było ciemny błękit zimowego nieba, zasianego gwiazdami. Przypomniała sobie słowa Rexa i uspokoiła się chwilowo.
Gdy miss Brooks ze świecą w ręku weszła do sypialni dzieci, chcąc dojrzeć, czy wszystko jest w porządku, dostrzegła zaraz, że Margie nie śpi, a przysunąwszy się na palcach do niej, zauważyła, że wielkie, smutne jej oczęta, z wyrazem niemego smutku zwrócone ku niebu, przepełnione były łzami.
— Co ci jest, mała? — spytała troskliwie, otulając ją miękką kołderką.
— Nic, pani; tylko, tylko... Dolcia była mi zawsze taką wielką pociechą, i... i boję się, że jej tam zimno w szufladzie.
Miss Brooks popatrzyła na nią uważnie.
— No — rzekła sama do siebie — dzieci bywają takie same, jak starzy... Jednym wystarcza, gdy mają co jeść i pić, a drugim potrzeba lalek i serca kochającego! Margie! — dodała — jeżeli ci Dolcię przyniosę na noc, czy przyrzekasz mi ją odnieść jutro rano i nie napierać się o nią przez dzień cały?
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/044
Ta strona została uwierzytelniona.