Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.

zgrzał się bardzo podczas partji krokieta z kolegami, a wracając o chłodzie do domu, przeziębił się mocno.
Nazajutrz, w sobotę, Meta zabrała Marjorie do siebie. Po południu zjawiła się Lili, którą uproszono, aby została na herbacie. Regie spóźnił się dnia tego i bardzo był niezadowolony, zastawszy Lili, siedzącą na krawędzi okna w długiej, szeleszczącej, jedwabnej sukni. Odgrywała ona właśnie rolę damy w szaradzie naprędce ułożonej.
— Cóż za myśl miałaś, Meto, żeby ją zaprosić! — zawołał tonem niezwykle podrażnionym. — Nieznośna dziewczyna, psuje tylko zabawę i dokucza Marjorie.
— Nie mogłam inaczej zrobić — tłumaczyła się Meta. — Zresztą o wiele grzeczniej zachowuje się dzisiaj, niż zwykle, a nawet pomaga nam w układaniu szarad.
— Ty bo zawsze wszystkich uniewinniasz... ale przepraszam cię, Meto. Odezwałem się może zbyt szorstko.. Lili i ja jakoś nigdy nie możemy zgodzić się z sobą... Mniejsza o to zresztą... Zabiorę Margie zaraz po herbacie, przyrzekłem jej opowiedzieć jaką nową historyjkę.
Ale gdy, według zwyczaju, wystawił na balkon krzesło dla Marjorie, a sam przyniósł dla siebie taboret, głowa rozbolała go znowu tak gwałtownie, że, oparłszy rozpalone czoło o żelazną kratę, usiadł w milczeniu, nie mogąc przemówić ani słowa.
— Co ci jest, Regie? — spytała dziewczynka, zauważywszy niezwykłe jego usposobienie.
— Głowa pęka mi z bólu — rzekł, podnosząc się ociężale. — Czarne płatki latają mi przed oczami... Trzeba będzie zdecydować się i zażyć to obrzydliwe lekarstwo ciotki Racheli... Jak to dobrze, że papa dzisiaj wraca!
— Boże mój! żebyś się tylko nie rozchorował, Regie — zawołała przestraszona.
— Dzieciństwo, moja maleńka! Nie wyobrażaj sobie nic podobnego. Nie chorowałem nigdy w życiu. Ot, tak dobrze... — dodał, gdy dziewczynka usiadła na jego kolanach i maleńką swą, chłodną rączkę przyłożyła do rozognionych skroni jego... — Tu mnie pali jak żelazem... a w całem ciele czuję dreszcze. — To mówiąc, począł trząść się, jakby w febrze.
— Chodź do pokoju i nie siedź na balkonie — stanowczo zadecydowała Margie — a historyjkę opowiesz mi innym razem.
— Może masz słuszność, maleńka; tylko nie mów o tem cioci, ani Mecie. Poco je daremnie niepokoić?... Pójdę lepiej zagrać cośkolwiek.
Ale zaledwie uderzył pierwsze akordy, zmuszony był za-