Marjorie zawahała się. Dandys wspinał się do jej rączek i lizał je pieszczotliwie. Spotkawszy się ze skierowanym ku niej wzrokiem pana Wildera, dziewczynka zarumieniła się silnie.
— Nie mogę odstąpić drogiej mojej Dolci, która przywykła zawsze sypiać ze mną — rzekła zakłopotana. — Czy tylko Dandys nie obrazi się o to? Dolcia jest starszą przyjaciółką... Ma więc większe prawa...
— Słusznie, maleńka — rzekł pan Wilder, gdy zarzuciła mu obie rączki na szyję. — Nie powinno się zapominać o dawnych przyjaciołach dla nowych.
— Nie podziękowałam jeszcze panu — rzekła, kryjąc śliczną swoją zarumienioną twarzyczkę na jego ramieniu — ale kocham pana za to, że pan tak dobry i dał mi tego ślicznego, rozumnego pieska... Czy Lizeta może go zatrzymać u siebie przez noc?
— Poleciłem Johnowi, aby postawił koszyczek, w którym piesek sypiać będzie, pod twemi drzwiami, a gdy otworzysz je rano, znajdziesz go oczekującego ciebie i śniadania z twojej rączki.
Horcio, zadąsany, zabrał się do książki, a matka daremnie usiłowała rozerwać go rozmową. Pan Wilder, nie zważając na gniewne jego spojrzenia, siedział w milczeniu, przeglądając dzienniki. Wkońcu syn przemówił pierwszy:
— Ojcze, prosiłbym cię o dwadzieścia pięć dolarów.
Pan Wilder podniósł głowę.
— Na co, mój synu? Wydajesz za wiele pieniędzy. Dałem ci zeszłego tygodnia dziesięć dolarów wyżej nad twoją miesięczną płacę, a kwartał nie dobiegł jeszcze do połowy.
— Musiałem podpisać się na składkowy prezent dla jednego z nauczycieli — odparł Horcio, znaczącem spojrzeniem ostrzegając matkę, aby go nie wydała, iż wziął od niej pięć dolarów na ten cel. — Przytem urządzaliśmy między sobą zbiorową kolację, a że mniej zamożni z pomiędzy nas nie mogli zapłacić, więc my, bogatsi, zastąpiliśmy ich i pokwitowali z rachunku u Delmonika...
— U Delmonika!... — zawołał ojciec. — Wszakże zabroniłem ci brać udział w wykwintnych kolacjach tego rodzaju! Jest to bardzo zgubny zwyczaj dla uczniów i toruje tylko drogę do innych złych nawyknień... Wyliczyłeś się z danych ci pieniędzy; a na cóż teraz ich potrzebujesz?
— Na książki i cyrkle... i różne rzeczy — odparł Horacy, spuszczając mimo woli oczy przed badawczem i surowem spojrzeniem ojca.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/062
Ta strona została uwierzytelniona.