— Meta?! O! jak to dobrze! Nie wytrzymałbym długo sam na sam z ciotką Rachelą, papo. Jest bardzo dobra, wiem o tem, ale, ale jakby to wyrazić?... zawsze głaszcze mnie pod włos... A taki jestem teraz dziwnie nieswój i rozdrażniony... że wszystko mnie męczy i irytuje; przytem bardzo brak mi będzie ciebie, ojcze...
Łzy zabłysły w ciemno-błękitnych, wpół omdlałych jeszcze źrenicach chłopca, w których jakby gasła iskra dawnej żywości i zapału. Ojciec łagodnie przesunął mu ręką po głowie.
— Papo — spytał Regie po chwili — czy nie mógłbym za parę dni spróbować napisać króciuchny liścik do Marjorie? Meta pisała dwa razy pod mojem dyktandem, ale to zawsze nie to samo, kiedy odbierze karteczkę własnoręcznie przeze mnie skreśloną... A nie wiem czemu, mam to przekonanie, że nasza pieszczoszka nie jest tak szczęśliwą u państwa Wilder, jak się wszystkim napozór wydaje.
— To ci się tak tylko wydaje, mój synu; ciotka Marston upewnia mnie, że opiekunowie jej przepadają za nią. Żałuję jednakże, iż oddałem ją, nie zabezpieczywszy dostatecznie jej bytu... Byłeś tak ciężko chory wtedy, mój drogi chłopcze, że trudno mi było zebrać myśli... Babcia zaś była tego zdania, że układ ten był z wielką korzyścią dla Margie.
— Tak, zapewne — rzekł Rex, nie chcąc martwić ojca okazaniem mu, jak głęboko odczuł wyjazd małej swej towarzyszki — ale ta przyjaciółka ciotki Heleny nie przypada mi jakoś bardzo do serca... Pani Wilder wydaje mi się taką pretensjonalną i lekkomyślną... Żeby tylko nie wychowała naszej maleńkiej na podobieństwo tej nieznośnej Lilki, która tylko stroje i głupstwa ma w głowie...
W tej chwili Meta zastukała do drzwi.
— Co widzę? już siedzisz, Regie! Wujaszku, czy on może jeść już winogrona? Przyniosłam mu pierwsze gronko, które dojrzało w naszych inspektach, a miss Rachela powiedziała mi, że mogę z pół godziny posiedzieć przy naszym kochanym rekonwalescencie.
— Zawsze mi jest miło widzieć cię, kuzynko — wdzięcznie odparł Rex.
— Ale, ale, zapomniałam powiedzieć, że ktoś czeka na wujaszka na dole... Taki zabawny człowiek! Spotkał mnie na schodach i zaczepił pytaniem: „czy panienka jest czemś dla jego dostojności, pana sędziego Graya?“ — Odparłam, że jestem bratanką, na co on, kiwając głową, rzekł: — „Zaraz to znać, że to ten sam ród; to widać po tych ładnych oczach, co tak
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/066
Ta strona została uwierzytelniona.