— Ależ to ona, ona sama! — wykrzyknął zachwycony Irlandczyk, przesuwając szybko rękawem po wilgotnych oczach. — Niech Bóg błogosławi jej niewinną duszyczkę!
— Jedną z tych fotografij przysłała dla syna mego, Reginalda, a drugą dla mnie — rzekł sędzia — zważywszy jednak na sposobność, pozwolę sobie ofiarować ci moją, mój przyjacielu, bo wiem, że byłoby to zgodne z jej życzeniem.
— Niech Bóg panu sędziemu zapłaci za jego serce szlachetne! Czy tylko nie skrzywdzę Waszej Dostojności? Jakież to szczęście dla mnie, że będę miał dla siebie ten śliczny obrazeczek!
— Niechże ci służy ze szczerego serca — rzekł sędzia, uśmiechając się z tą dobrocią wrodzoną, która mu zjednywała serca wszystkich, bez względu na stan i wiek. — Marjorie przyśle mi drugi swój portret, gdy jej doniosę o twoich odwiedzinach. A teraz powiedz mi, proszę, czy nie mogę ci być w czemkolwiek pomocnym. Czy może poszukujesz roboty w naszych stronach?
Barnej, którego ośmieliła chwilowo uprzejmość gospodarza, uczuł się na nowo zakłopotanym. Podziękował uniżenie panu sędziemu za jego dobroć, upewnił go o swojej wdzięczności, ale jak na teraz, nie miał żadnych planów. Ludziska poczciwi dokoła Sejbruku żałowaliby go, gdyby się przeniósł gdzie indziej... zresztą nie posiadał nic, prócz starych skrzypiec... miałby jednak jedną wielką prośbę do pana sędziego, tylko nie śmie mówić...
— O cóż ci więc chodzi, mój przyjacielu? — wesoło zachęcał go sędzia. — Czy przypadkiem nie popadłeś niechcący w jakąś awanturkę? Mam nadzieję, że nie dostałeś się pod obuch prawa?
— Uchowaj Boże! — gorąco zaprzeczył Barnej. — Tu chodzi o pewne listy... bałem się, że maleńka zatraci je... biedactwo takie młode, nic nie rozumie... Ja sam też czytać nie umiem... nie wiem, co tam napisane... ale matka jej, umierając, prosiła mnie ze łzami: „przyrzeknij, że te papiery jej oddasz i powiesz, że chciałam najlepiej... uczyniłam, co mogłam“... Potem naraz straciła przytomność i zaczęła coś mówić szybko niezrozumiałym jakimś językiem. Daremnie prosiłem ją: Mów pani po angielsku, bo nic nie wiem, o co chodzi...
— Barneju — rzekł sędzia, poważniejąc nagle — wytłumacz się, proszę, jaśniej... Czy mam zrozumieć, że jesteś w posiadaniu jakichś papierów, które należały do matki Marjorie?
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/068
Ta strona została uwierzytelniona.