— Tak, właśnie — odparł Barnej, oddychając swobodniej, jakby mu ciężar długo ukrywanej tajemnicy spadł z serca. — Żałuję, ze wprzód nie oddałem ich Waszej Dostojności, ale bałem się powierzyć je maleńkiej, dałem jej tylko bransoletkę...
Powoli i dokładnie zaczął sędzia dopytywać się o wszystkie szczegóły, znane nam już częściowo z rozmowy Barneja z Marjorie. Poczciwy Irlandczyk dodał, iż na krótko przed śmiercią nieznajomej pani, będąc sam na sam z nią w izbie, usłyszał, jak słabym głosem wołała go do siebie. Gdy się przybliżył do łóżka, wyjęła z pod poduszki paczkę listów i wręczając mu je, prosiła błagalnie, aby oddał jemu.
— Komu? — spytałem — czy mężowi? — A komużby, jeżeli nie jemu? — odparła. — On umrze, a nie dowie się nigdy, że zrobiłam, co mogłam... co tylko mogłam... — dodała z rozpaczą, graniczącą z obłędem. Wymawiała przytem jakieś niezrozumiałe imię, którego nie mogłem dosłyszeć, choć nachylałem ucho do samych ust jej, spalonych gorączką. Potem naraz zaczęła majaczyć, a wtedy weszła Judyta i biedna chora za chwilę oddała Bogu ducha...
— Jakże wyglądała? — spytał sędzia.
— Marjorie jest podobna do niej jak dwie krople wody, tylko nieboszczka była piękniejszą... O! była to wielka pani w całem znaczeniu... miała takie długie, białe, starannie wypielęgnowane ręce... Nawet w gorączce i nieprzytomności ruchy jej odznaczały się wielką pańskością. Sandy Ferguson, kowal, przesylabizował jeden z tych listów, ale niewiele dojść z tego mogłem; a inne pisane są w jakimś obcym języku. Oto są w całości; może pan sędzia raczy je przejrzeć.
Sędzia Gray wziął skwapliwie podane mu papiery. Jeden z listów, pisany po angielsku, śmiałym, męskim charakterem, zaczynał się od słów: „Kochany Ojcze!“ a podpisany był „zawsze cię kochający syn, Jerzy“. Następny, pisany tymże samym charakterem po francusku, pełen był wynurzeń najczulszego przywiązania. Datowany z Londynu, zawierał on żartobliwe łajanie za niecierpliwość osoby, do której się zwracał, upewniając, że następny statek przyniesie jej pewne wiadomości co do dalszych planów piszącego. List ten podpisany był: „twój na wieki Jerzy“. Trzeci list, również francuski, odmienną pisany ręką, datowany był z Marsylji i w dość szorstki sposób oznajmiał, iż „ciotka“ była nieprzebłaganą i słyszeć nie chciała o „Madzi“.
„Obrałaś sobie sama drogę — brzmiało pismo — i nie pozostaje ci, jak iść nią dalej. My, krewni twoi, których zhańbi-
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/069
Ta strona została uwierzytelniona.