— Tak, mamo — odparła dziewczynka, składając książkę na stole. — Miała silny ból głowy, więc odłożyła resztę francuskiej lekcji na jutro. O! mamo! co widzę! odjeżdżasz?!
— Tak, moje życie; papa i ja wyjeżdżamy na kilka dni z powodu smutnej bardzo okoliczności. Otrzymaliśmy depeszę, donoszącą nam o śmierci mojej ukochanej siostry, mistress Elizy Fellow, i jedziemy na pogrzeb do Pankresi; śliczna to miejscowość, wiejska rezydencja, bardzo wytwornie urządzona, z oranżerją i cieplarnią. Biedna Eliza tak się nią szczyciła, niestety! niedługo... Zostawiam cię pod opieką Lizety, i nie wątpię, że moja ukochana dziewczynka będzie się sprawowała bardzo grzecznie.
— Jak długo mama w drodze zabawi? — spytała Marjorie. — Czy Horcio jedzie także?
— Ależ nie... nie! Horcio ma uczucia takie delikatne, jak ja... nadto jest wrażliwy... nie wytrzymałby w domu, nawiedzionym tak ciężką żałobą. Dziś jest środa; wrócimy w sobotę wieczorem, lub najpóźniej w niedzielę rano...
— Proszę cię, mamo — bardzo nieśmiało odezwała się Marjorie — bądź tak dobra przykazać Horciowi, aby mi nie dokuczał... Wiem, że mnie nie zostawi w spokoju.
Gdyby Marjorie była przeczuła, że Horcio usłyszy jej słowa, byłaby pewnie nigdy ich nie wymówiła. Przez wpół przymknięte drzwi doszły one do uszu chłopca, siedzącego na poręczy schodów i zajadającego smacznie wykradzione z kuchni owoce. Oczy jego błysnęły złośliwie, ręką pogroził jej zdaleka, mówiąc pocichu:
— Dam ja ci za to!
Pani Wilder przyrzekła zrobić to, o co ją proszono, ale, zajęta obmyślaniem garnirunku do nowej sukni, zapomniała o tem za chwilę. Gdy państwo Wilder wyjechali, a Horacy wyszedł na miasto do jednego ze swoich przyjaciół, Marjorie zasiadła sama do obiadu, mając za swojem krzesłem stojącego Johna, który usługiwał jej z takiem uszanowaniem, jak w obecności swej pani. Ale majestat poważnego lokaja tak przygnębiająco oddziałał na dziewczynkę, że wkońcu posłała go na górę po Dolcię i Dandysa, a przytuliwszy potem lalkę do piersi i ułożywszy pieska u nóg, dokończyła deseru w dość przyjemnem stosunkowo usposobieniu ducha.
Nazajutrz rano spotkała się z Horciem przy śniadaniu. Serce jej biło z trwogi, ale chłopiec wyjątkowo tego dnia był grzecznym i uprzedzającym dla niej, co ją mocno zdziwiło.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/073
Ta strona została uwierzytelniona.