Molly tymczasem skorzystała z jej nieobecności, aby ukryć złoty łańcuszek w słomie siennika; potem rozebrała małą z jej pięknych sukienek i zostawiwszy ją tylko w cienkiej, oszytej koronkami koszulce, położyła ją na łóżku.
Następnie rozsznurowała eleganckie jej buciki, oceniwszy wartość ich jednym rzutem oka i wrzuciwszy je do brudnego fartucha, cichaczem zeszła na dół, zostawiając Marjorie samą. Gdy Nancy powróciła po kwadransie, niosąc lód w słoiku, towarzyszył jej szczególnie wyglądający mężczyzna.
Pan Boddy, jak go nazywano, snać spadł bardzo nisko z poprzednio zajmowanego stanowiska w świecie. Wśród ubogiej ludności tej dzielnicy miasta zjednał sobie pewną powagę jako doktór (gdy był trzeźwy). Miał lat czterdzieści pięć, wyglądał jednak na dużo starszego, bo choć zarost twarzy miał ciemny, włosy jego były prawie zupełnie białe. Nosił je w długich puklach, spadających na szyję i zwracał niemi powszechną uwagę. Nikomu nie było wiadomem, z czego się utrzymywał, ale że nigdy nie był wmieszany ze swymi sąsiadami w żadną złodziejską sprawę, przypuszczano tylko, że przechowuje u siebie skradzione rzeczy i korzystając jednocześnie ze znajomości i stosunków w sferach wyższych, zbywa takowe w sposób korzystny.
— Oto ta mała — rzekła Nancy, podnosząc Marjorie na rękach — jest to córeczka mojej nieboszczki siostry. Spadła ze schodów i potłukła się ciężko. Przelękłam się okropnie, zobaczywszy ją w tym stanie i zaraz pobiegłam do pana, przykazawszy Molly, aby ją pilnowała.
To mówiąc, Nancy obstrzygała jedwabiste, złote pukle włosów, krwią spiekłą zbroczonych; poczem niespokojnie spojrzała na pana Boddy.
— Brzydka rana — odezwał się lekarz głosem, który, choć ochrypły od nadużycia trunków, zachował brzmienie zdradzające ślady dawnego wytwornego wychowania. — Mogła się łatwo zabić na miejscu. Zaszyję bliznę.
Ku wielkiemu zdziwieniu Nancy, wyjął z kieszeni małą szkatułkę z instrumentami chirurgicznemi i począł się niemi posługiwać z wielką wprawą.
— Nie dziwiłbym się, gdyby ta mała popadła w ciężką chorobę — rzekł, przypatrując się jej uważnie. — I nie ręczę, czy się z niej wygrzebie... Rana jest głęboka, ale kości nie są uszkodzone i prawdopodobnie utrata krwi mocno ją osłabiła. Okładaj ją lodem, a jutro przyjdź do mnie. Jeżeli nie będę mieć napadu delirjum, to przepiszę lekarstwo dla niej.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/081
Ta strona została uwierzytelniona.