— Czyżbyś pan nie mógł powstrzymać się od picia? — spytała Nancy. — Szkoda marnować takich zdolności lekarskich, jak pańskie...
Cień przemknął po twarzy mężczyzny, przystanął, jakby coś bolesnego wspominał.
— Przestań... — rzekł zaraz szorstko — nie pytam ciebie o nic i tobie też nic do mnie...
— Przepraszam pana... — mimowolnie tłumaczyła się Nancy.
— Mniejsza o to — rzekł, powracając do dobrodusznego tonu. — Więc to dziecko twojej siostry... Ładną ma na sobie bieliznę... czy twoja siostra jest zamożną?
Nancy zarumieniła się i zamilkła.
— Nie daj tylko starej dobrać się do tych rzeczy — poradził lekarz. — Tyś dobra kobieta, Nancy. Oto drobnostka na lód... — poczem wsunął jej srebrną monetę do ręki.
— Dziękuję panu — zdławionym głosem odparła młoda kobieta. — Będę czuwać nad nią, jak nad źrenicą oka mojego... Przypomina mi bardzo mojego biednego chłopca...
— Nie wiedziałem, że miałaś dziecko... — rzekł lekarz, patrząc na jej pomieszaną twarz.
— Tak, byłam matką... — wybuchnęła żałośnie kobieta. — Miałam ślicznego jasnowłosego synka, z oczkami błękitnemi, jak niebo... Trzy latka miał, gdy zdarzył się ten okropny wypadek... Mój mąż jest wnukiem starej Molly... nie mógł cierpieć dziecka... sama nie wiem, z jakiej przyczyny... Gim, jakby to przeczuwał, biedaczek, zawsze mu się usuwał z drogi... Och! było to takie roztropne maleństwo! Ale pewnej nocy, gdy starucha i mój mąż wrócili do domu pijani i ledwo zdolni utrzymać się na nogach, Gim czołgał się po ziemi, a Molly potknęła się o niego; wtedy — tu głos biednej matki zniżył się do namiętnego szeptu — wtedy ojciec jego chwycił stołek i z całej siły uderzył go w główkę...
Przez dwa dni leżał nieruchomy, jak ta oto mała, trzeciego dnia otworzył swoje śliczne zamglone oczęta, wyszeptał słodko: — mamo! — i umarł z tem słowem na sinych usteczkach. Odtąd czasem mi się miesza tu w głowie... nie jestem już sama sobą.
— Pilnuj tego maleństwa — rzekł doktór, odwracając się szybko. — Jutro będę cię oczekiwał.
Nancy z niezwykłą uprzejmością odprowadziła go do drzwi i poświeciła na schodach; potem usiadła obok łóżka i z zaciśniętemi hardo ustami, a łzą boleści w iskrzącem się oku przetrwała do samego rana. A w miarę, jak fala goryczy zalewała jej serce, dotknięcie jej dłoni, chłodzące rozpalone czoło bez-
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/082
Ta strona została uwierzytelniona.