przytomnego dziecka, stawało się delikatniejszem, a wzrok ognistych jej oczu miękł i łagodniał stopniowo.
Gdy w parę godzin potem stara Molly wróciła w stanie zupełnej bezprzytomności i rzuciła się jak długa na podłogę, skarżąc się żałośnie, że Nancy więcej dba o tego bębna, niż o kochającą ją babkę, młoda kobieta, nie odpowiedziawszy słowa, obrzuciła ją tylko pogardliwem spojrzeniem, i nie troszcząc się wcale o nią, dozwoliła jej zasnąć na ziemi.
Horacy bardzo sprytnie wziął się do dzieła zatarcia śladów swojej niegodziwości. Zamknąwszy szczelnie okno, przez które wypadła Marjorie, odprowadził Hydera do stajni, uwiązał go na łańcuchu i nazajutrz, skoro świt, postanowił go oddać Jackowi.
Nie odkrywszy żadnych śladów ucieczki na frontowych schodach, które obejrzał starannie i wypytawszy policjanta, który nic nie widział, bo zapijał wtedy smacznie piwo w sąsiednim szynku, wrócił do domu stroskany i niespokojny. Nic nie mówiąc nikomu, położył się do łóżka.
Nazajutrz rano obudził go krzyk przerażonej Lizety, która wszedłszy do pokoju panienki, zastała go pustym.
Łóżko wskazywało, że nikt nie spał na niem, a John upewniał, że gdy zamykał dom na noc, panienki nie było na dole. Strwożona garderobiana wpadła do panicza, zapytując go z płaczem, co zrobił à cette pauvre enfant?
Horacy wpadł w udaną złość za to podejrzenie i zaczął w grubjańskich słowach łajać Francuzkę, że nie pilnowała lepiej powierzonego sobie dziecka. Lizeta tłumaczyła się ze łzami, powołując się na silny ból zębów... zresztą panienka zawsze odmawiała jej posługi, rozbierając się sama.
— Ach! nigdy już, nigdy nie zezwolę na to! Biedna, biedna panienka! taka dobra! taka milutka! Co się z nią stać mogło? Nie zwykła nigdy przecież wychodzić sama! Trzeba co prędzej zawiadomić policję...
Ale Horacy powstrzymał ją w zapale i oświadczył gniewnie, że to do niej nie należy, że on sam się tem zajmie. Następnie zaczął wypytywać kucharkę i lokaja, kiedy widzieli Marjorie po raz ostatni.
John odpowiedział, że gdy zapalał gaz w sieni, usłyszał panienkę wołającą na niego z bibljoteki. Zbliżywszy się do drzwi,